Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Żyła najlepszym Polakiem na pożegnanie Willingen, Granerud i Kobayashi górą

Michał Karaś
Piotr Żyła miał się z czego cieszyć, ale jego solidna forma to jedyne pocieszenie dla kibiców.
Piotr Żyła miał się z czego cieszyć, ale jego solidna forma to jedyne pocieszenie dla kibiców.AFP
Dominator z Norwegii wygrał z ogromną przewagą, jednak drugi Ryoyu Kobayashi również zachwycił. Piotr Żyła zajął siódme miejsce, Dawid Kubacki był dopiero siedemnasty.

Po wyjątkowo smutnym występie Kamila Stocha w kwalifikacjach trudno było o dobre nastroje przed niedzielnym konkursem w Willingen. Nie pomagała mgła, deszcz i bardzo, bardzo słabe skoki w pierwszej serii. Próby usuwania wody z torów za pomocą mioteł niewiele dały – prędkości na progu były bardzo niskie pomimo ustawienia belki na 10. stopniu. Nawet rekompensaty punktowe sugerujące bardzo korzystny wiatr trudno było zrozumieć, słabsi skoczkowie wyraźnie nie dawali sobie rady w panujących warunkach.

W takich okolicznościach już w pierwszej serii z konkursem pożegnali się Paweł Wąsek (106 metrów) i bardzo rozczarowujący Jakub Wolny (98,5 m). Bez problemów do drugiej serii zakwalifikował się z kolei Aleksander Zniszczoł, choć z niską pozycją (119 m, 28.). 28-latek wykorzystał swoją szansę w i uskoczył 126 metrów w finale, awansując o trzy oczka. Szósty z rzędu konkurs z punktami cieszy.

Niestety, w pierwszej próbie tylko 127 metrów skoczył Dawid Kubacki, któremu pierwsza próba kompletnie nie wyszła i do drugiej serii wszedł dopiero z 21. miejsca. W drugim podejściu nieznacznie spóźnił odbicie i 128 metrów nie dało mu awansu, na jaki liczyli kibice. Ostatecznie zajął 17. miejsce.

W tej sytuacji pocieszeniem był występ Piotra Żyły, który z wynikiem 135,5 metra w pierwszym skoku był ósmy i tracił do podium stosunkowo niewiele. W drugiej próbie poleciał jeszcze dalej i lądowaniem na 140. metrze zapewnił sobie siódme miejsce.

Liczyliśmy, że – podobnie do soboty – Żyła w drugiej serii zdoła awansować na swoje "ulubione" czwarte miejsce, jednak comeback był tym razem udziałem Ryoyu Kobayashiego. Japończyk zdołał z siódmej lokaty wskoczyć na drugą, choć podium wydawało się obsadzone.

Kwestię zwycięstwa już pierwszym skokiem rozstrzygnął Halvor Egner Granerud, który jako jedyny przeskoczył skocznię (147,5 m) i zbudował przewagę nad drugim (podobnie jak w kwalifikacjach) Danielem Andre Tande. Tande co prawda zsunął się na trzecie miejsce po drugiej próbie, ale Granerud nie zostawił złudzeń – 142 metry dały pewne pierwsze miejsce i w całej serii finałowej tylko Kobayashi (145,5 m) poleciał dalej.