Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Szaleństwo we Włoszech. Ferrari najlepsze na Monzy

Hubert Nowicki
Szaleństwo we Włoszech. Ferrari najlepsze na Monzy
Szaleństwo we Włoszech. Ferrari najlepsze na MonzyCLIVE ROSE/GETTY IMAGES EUROPE/Getty Images via AFP
Włoscy kibice motorsportu są zwariowani na punkcie Ferrari, a wyścigi na Monzy traktują jako największe święto. Można więc sobie tylko wyobrazić co się dzisiaj działo w tym kraju, gdy Charles Leclerc w bolidzie Ferrari niespodziewanie wygrał ściganie w Grand Prix Włoch.

Zmagania na Monzy szykowały się znakomicie, ponieważ w pierwszej linii do startu ustawiły się dwa McLareny - Lando Norris, a za nim Oscar Piastri, które miały za sobą towarzystwo Ferrari i George'a Russella. Zamieszanie powstało już na pierwszym okrążeniu, ponieważ Piastri ostro zaatakował swojego kolegę z zespołu, wyprzedził go, a przez to Norris stracił też miejsce na rzecz Leclerca

Wszystkie zespoły walczyły z oponami, które nie radziły sobie z włoskimi upałami i niezwykle szybkim torem. Celem był przejazd na jeden pit stop, ale wydawało się to mało realne, zwłaszcza po wszystkich zjazdach zawodników z czołówki. Norris podciął bowiem Leclerca zjazdem do alei serwisowej, a inżynierowie Ferrari zdecydowali się po chwili ściągnąć także Monakijczyka, o co potem sam kierowca miał duże pretensje. 

To jednak doprowadziło wiele okrążeń później do sytuacji, w której to Leclerc jechał przed swoim zespołowym partnerem Carlosem Sainzem na dwóch pierwszych lokatach po jednym zjeździe, a za nimi był duet McLarena, który miał już na koncie dwie wizyty u mechaników. 

Hiszpański kierowca najpierw pełnił rolę buforu dla Leclerca i jak najdłużej próbował walczyć ze znacznie szybszymi Piastrim i Norrisem, lecz potem obaj ci zawodnicy w końcu się z nim uporali i ruszyli w pogoń za liderem. Ta się jednak nie udała, rzecz jasna ku uciesze miejscowej publiki. Leclerc jakimś cudem dojechał na zupełnie wyczerpanych oponach do mety, a Piastri i Norris nie zdołali go dogonić.