Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

We wtorek zbierze się zarząd PKOl, kłopoty finansowe organizacji

PAP
We wtorek zbierze się zarząd PKOl, kłopoty finansowe organizacji
We wtorek zbierze się zarząd PKOl, kłopoty finansowe organizacjiFot. PAP/Radek Pietruszka
We wtorek zbierze się zarząd Polskiego Komitetu Olimpijskiego, a podczas obrad prezes Radosław Piesiewicz ma przedstawić m.in. wyliczenia kosztów, jakie organizacja poniosła w związku z tegorocznymi igrzyskami. Po imprezie w Paryżu wokół PKOl, jego finansów i szefa panuje burzliwa i napięta atmosfera.

W zakończonych 11 sierpnia igrzyskach Polska zajęła 42. miejsce w klasyfikacji medalowej, z dorobkiem jednego złotego, czterech srebrnych i pięciu brązowych. To najgorszy wynik od startu w Melbourne w 1956 roku.

Po igrzyskach olimpijskich w Paryżu minister sportu i turystyki Sławomir Nitras poinformował, że jego resort oraz spółki Skarbu Państwa w latach 2022-24 przekazały PKOl ponad 92 mln złotych na przygotowania, natomiast polskie związki sportowe w dyscyplinach olimpijskich w tym samym czasie z budżetu państwa otrzymały prawie 786 mln.

"Po zliczeniu wszystkich kosztów przedstawimy wszelkie dokumenty opinii publicznej. Nie wstydzimy się niczego, nie będziemy niczego ukrywać. Wszystko będzie transparentnie pokazane, na co zostały wydane środki PKOl" – oświadczył prezes Piesiewicz po spotkaniu prezydium zarządu tuż po igrzyskach, gdy rozpoczęły się olimpijskie "rozliczenia".

"Mam nadzieję, że to posiedzenie zarządu okaże się przełomowe w tym sensie, że prezes przestawi wszelkie wyliczenia i dokumenty dotyczące kosztów działalności PKOl, co zresztą sam zapowiadał. Na pewno pojawią się pytania, bo atmosfera wokół PKOl jest napięta, a wiele kwestii wymaga wyjaśnienia" – powiedział PAP jeden z członków zarządu PKOl.

"Za mało wiem, żeby się jednoznacznie wypowiadać" – przekazał PAP Mieczysław Nowicki, wiceprezes PKOl i jednocześnie prezes Towarzystwa Olimpijczyków Polskich, pytany o oczekiwania wobec wtorkowego spotkania liczącego 59 osób zarządu.

Dwukrotny medalista olimpijski w kolarstwie szosowym przyznał, że "specjalnych istotnych punktów" w programie obrad nie ma. "Podejrzewam, że w trakcie spotkania będą zapytania i uwagi. Czytałem, że może pojawić się minister sportu" – dodał.

Nowicki przyznał, że nie podoba mu się powstała narracja w dyskusji wokół PKOl. "Wszyscy trafili do jednego worka, że biorą jakieś gigantyczne pieniądze, a ja np. nie wziąłem złotówki z PKOl" – zauważył.

"Mam czyste sumienie, ale jeżeli ktoś rzuca takie przypuszczenia, to czuję się dyskomfortowo wśród najbliższych i znajomych. Czuję się tak, jakbym okradał polski sport" – zaznaczył.

Nowicki potwierdził, że jako członek prezydium PKOl oczekuje od prezesa Piesiewicza wyjaśnień, w tym dotyczących finansów, a w szczególności jego domniemanych wysokich zarobków. "Prestiż organizacji został nadszarpnięty i wiemy przez kogo..." – podsumował.

Żadnych oczekiwań odnośnie wtorkowego zarządu nie ma jego członek Henryk Szczepański. "Jestem od tego daleko. Czekam, co się wydarzy i jak to się rozwinie" – krótko skwitował prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce.

Zasiadająca w zarządzie PKOl Renata Mauer Różańska przyznała, że "nie wszystko jej się podoba, o czym czyta w mediach na temat PKOl".

"Jest wiele nieścisłości. Najpierw powinien się odbyć zarząd, powinniśmy przedyskutować, podjąć decyzję i dopiero to przekazać do sfery publicznej" – oświadczyła dwukrotna złota medalistka olimpijska w strzelectwie.

"Nasze oczekiwanie odnośnie PKOl wyraziliśmy pismami, których czas na odpowiedź minął 23 sierpnia. Dostaliśmy tylko informację, że wszystko zostanie przygotowane, ale nie został wskazany termin przekazania materiałów" – powiedziała PAP rzeczniczka ministerstwa sportu Aleksandra Chalimoniuk.

Minister Nitras krótko po igrzyskach wystąpił do NIK i stołecznego ratusza o wszczęcie kontroli dot. finansów PKOl, w tym wydatkowania przez tę organizację pieniędzy z budżetu państwa i spółek Skarbu Państwa oraz w zakresie prawidłowości podejmowania decyzji dotyczących wynagrodzeń członków zarządu PKOl, na czele z prezesem Piesiewiczem, który – w przeciwieństwie do swoich poprzedników – miałby nie pełnić tej funkcji społecznie. Według medialnych doniesień, zarówno szef Komitetu, jak i jego najbliżsi współpracownicy mieli pobierać co miesiąc wysokie wynagrodzenie.

Obecnie w PKOl trwają dwie kontrole. Pierwszą przeprowadza prezydent m.st. Warszawy Rafał Trzaskowski jako organ nadzoru prawnego w kwestii prawidłowego funkcjonowania PKOl. Komitet otrzymał pytania, na które miał odpowiedzieć w ciągu dwóch tygodni. Drugą przeprowadza Krajowa Administracja Skarbowa (KAS) – ta dotyczy zakresu prawidłowości naliczenia podatku dochodowego od osób prawnych oraz podatku od towarów i usług.

"Pieniądze publiczne w PKOl muszą być transparentne i wydawane zgodnie z przeznaczeniem. PKOl to kilkunastoosobowe prezydium zarządu i 60-osobowy zarząd. Ja do tych wszystkich ludzi apeluję: opamiętajcie się. Czas mija, moim zdaniem bagatelizujecie sytuację, kontrole i to, że autorytet PKOl upada, a za chwilę zostaniecie bez pieniędzy" – powiedział Nitras.

Według niego, na pewno beneficjantem systemu nie był tylko i wyłącznie Piesiewicz.

"Jestem jednak daleki od postawienia tezy, że wszyscy działacze PKOl byli w ten, moim zdaniem nieetyczny, ale też najprawdopodobniej niezgodny z prawem proceder zaangażowani. Pytanie, czy ci, którzy byli zaangażowani, a którzy są w mniejszości, jeszcze na tyle dominują środowisko, by inni bali się mówić. Uważam, że proces ozdrowieńczy postępuje, ale zbyt wolno i cenę za to zapłaci PKOl i sportowcy, którzy do dziś nie mają wypłaconych nagród" – podkreślił.

Zarząd PKOl już na początku roku ustalił wysokość własnych nagród za medale wywalczone w stolicy Francji. Były one co najmniej dwukrotnie wyższe niż w przypadku zmagań olimpijskich w Tokio trzy lata temu czy w Rio de Janeiro w 2016 roku, tj. 250 tysięcy złotych otrzymać miał sportowiec, który w rywalizacji indywidualnej wywalczył złoto, 200 tys. zdobywca srebra, a 100 tys. zawodnik, który sięgnął po brąz. Nieco inaczej wygląda sprawa nagrody dla "srebrnej" drużyny siatkarzy – zgodnie z regulaminem, do podziału wśród 13 zawodników trafić miało 1,5 mln złotych.

Razem z premiami dla trenerów medalistów, wydatki PKOl z tego tytułu mają oscylować wokół czterech milionów złotych.

Wszyscy medaliści z nagród rzeczowych mogli liczyć na diament, obraz oraz voucher na wakacje, które miały być ufundowane przez sponsorów. Do tego mistrzowie olimpijscy otrzymać mieli... dwupokojowe mieszkanie, ale ponieważ po złoto sięgnęła jedynie Aleksandra Mirosław we wspinaczce sportowej, to firma fundująca zdecydowała się przekazać podobne lokum także trzem srebrnym medalistkom w konkurencjach indywidualnych.

Uhonorowanie medalistów było planowane podczas uroczystej gali olimpijskiej, która miała się odbyć 30 sierpnia, ale została odwołana. Do dziś nie wypłacono również premii pieniężnych.

"Nie mamy jeszcze ustalonego terminu gali, najprawdopodobniej będzie on przedmiotem dyskusji na najbliższym zarządzie PKOl" – poinformowała PAP rzeczniczka prasowa PKOl Katarzyna Kochaniak-Roman.

W międzyczasie ze sponsorowania PKOl wycofało się kilka firm: Tauron Polska Energia S.A, Krajowa Grupa Spożywcza S.A., kojarzona głównie z marką Polski Cukier, Enea S.A. i PKP Intercity. Spółki jako powód podawały m.in. utratę zaufania do tej Komitetu, wynikającą z kontrowersji medialnych wokół jego działaczy.

Wcześniej uczyniły to Polskie Porty Lotnicze. Na mocy tej umowy, która miała charakter barterowy, przedstawiciele PKOl mieli prawo korzystać na lotnisku Chopina w Warszawie ze specjalnej strefy odpraw VIP, a po igrzyskach wyszło na jaw, że najczęściej czynił to prezes Radosław Piesiewicz i członkowie jego rodziny, choć tłumaczył, że za to płacili. PKOl uważa jednak, że wypowiedzenie tej umowy było nieskuteczne.

Z kolei Orlen – największy mecenas polskiego sportu – zastanawia się nad kontynuowaniem współpracy.

Według tygodnia "Polityka", od kiedy Piesiewicz w kwietniu 2023 roku został prezesem, zastępując Andrzej Kraśnickiego, do PKOl popłynęło z państwowych firm w ramach sponsoringu 86 mln zł.

Z ustaleń PAP wynika, że większość umów sponsorskich miała obowiązywać do 2027 roku, a ich wartość była ośmiocyfrowa, np. kontrakty z Eneą czy Krajową Grupą Spożywczą wynosiły po 11-12 mln złotych. "Na pewno największa była umowa z Orlenem" – przekazała PAP osoba blisko związana z PKOl.

Według niej PKOl miałby jeszcze większe problemy, gdyby sponsorujące firmy zaczęły się domagać zwrotu już wypłaconych środków w oparciu o niewłaściwy czy niezgodny z założeniem sposób ich wydatkowania. "Ale to zależy od zapisów w umowach" – dodała.

Środki zapisane w umowach do PKOl miały trafiać w transzach, największe oczywiście w latach olimpijskich, czyli np. w tym roku, więc trudno jednoznacznie ocenić, jak duża będzie wyrwa w finansach organizacji.

PAP zapytała PKOl m.in. o to, jaki procent budżetu stanowią wypowiedziane w ostatnim czasie umowy sponsorskie i jaki jest pomysł na wyrównanie tych strat czy nowe źródła finansowania? W odpowiedzi przekazano, że prezes Piesiewicz "wypowie się w tych tematach pod koniec września".

Zgodnie ze statutem PKOl kadencja prezesa trwa cztery lata, choć Piesiewicz pod koniec ubiegłego roku, krótko przed zmianą władzy w Polsce, próbował przeforsować wydłużenie jej do ośmiu lat. Tłumaczył to regulacjami Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl), gdzie pierwsza kadencja przewodniczącego jest właśnie ośmioletnia. Wobec sprzeciwu środowiska ostatecznie wycofano się z tego pomysłu.

Zmiana prezesa w trakcie kadencji nie jest łatwa.

"Sekretarz generalny PKOl Marek Pałus uważa nawet, że nie jest możliwa, ale praktyczna zasada mówi, że skoro Walne Zgromadzenie powołało prezesa, to może go również odwołać" – słychać w PKOl.

Zwołać Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie może zarząd zwykłą większością głosów lub Komisja Rewizyjna. Podczas zjazdu do odwołania prezesa wymagana jest większość 2/3 głosów delegatów.

"Wobec tego wszystkiego, co się dzieje, najprostszym rozwiązaniem byłaby rezygnacja prezesa, ale na to się nie zanosi" – podsumował rozmówca PAP z zarządu PKOl.