Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Aryna Sabalenka zmierzy się z Jessicą Pegulą w finale wielkoszlemowego US Open

PAP
Aryna Sabalenka zmierzy się z Jessicą Pegulą w finale wielkoszlemowego US Open
Aryna Sabalenka zmierzy się z Jessicą Pegulą w finale wielkoszlemowego US OpenFot. PAP/EPA/CJ GUNTHER
Białorusinka Aryna Sabalenka i Amerykanka Jessica Pegula spotkają się w sobotnim finale tenisowego turnieju wielkoszlemowego US Open w Nowym Jorku.

Zajmująca drugie miejsce w światowym rankingu Sabalenka w półfinale pokonała debiutującą na tym poziomie Amerykankę Emmę Navarro (13. WTA) 6:3, 7:6(2), a rozstawiona z "szóstką" Pegula, która w ćwierćfinale wyeliminowała Igę Świątek, wygrała z Czeszką Karoliną Muchovą 1:6, 6:4, 6:2.

26-letnia zawodniczka z Mińska, która przed rokiem w decydującym pojedynku w Nowym Jorku uległa Amerykance Coco Gauff, ma szansę na trzeci tytuł wielkoszlemowy w singlu. Do tej pory dwukrotnie triumfowała w Australian Open (2023, 2024).

Z kolei 30-latka z Florydy po raz pierwszy dotarła do finału imprezy tej rangi. Wcześniej granicą nie do pokonania był dla niej ćwierćfinał.

Jako pierwsze do półfinałowej rywalizacji na Arthur Ashe Stadium, mogącej pomieścić 23 tys. kibiców największej tenisowej arenie świata, wyszły Sabalenka i Navarro.

Białorusinka, która także trzy poprzednie edycje US Open kończyła w czołowej czwórce, jako pierwsza przełamała podanie rywalki, ale Navarro szybko się zrewanżowała. Mecz był wyrównany, ale 23-letnia Amerykanka sprawiała wrażenie nieco oszołomionej sceną, stawką i siłą uderzeń Sabalenki.

Wiceliderka listy światowej w szóstym gemie pokusiła się kolejne przełamanie, a później "przypilnowała" już zwycięstwa w pierwszej partii 6:3.

W przerwie między setami trener Navarro Peter Ayers był spokojny, mówił, że jeszcze nic straconego i uważał, że jego zawodniczka może grać odważniej i np. bardziej ryzykować przy drugim serwisie.

Na Sabalenkę nie było jednak mocnych tego dnia. W piątym gemie drugiej partii jej piekielnie mocne uderzenia z głębi kortu zaowocowały przełamaniem, a gdy po chwili podwyższyła prowadzenie na 4:2, wydawało się, że jest po meczu.

W 10. gemie reprezentantka gospodarzy rzuciła jednak na szalę wszystkie siły i umiejętności, wypracowała dwa break pointy, ale już po pierwszym z nich na tablicy wyników pokazało się 5:5.

W tej odsłonie konieczny był tie-break. Sabalenka popełniając piąty w spotkaniu podwójny błąd serwisowy, dała Amerykance przewagę i prowadzenie 2-0, ale był to... ostatni punkt, jaki straciła. Później zdobyła siedem z rzędu i zameldowała się w finale.

Białorusinka musi wygrać finał, żeby zbliżyć się punktowo do Świątek w światowym rankingu. Z kolei Navarro w poniedziałkowym notowaniu po raz pierwszy znajdzie się w TOP 10 – będzie sklasyfikowana na ósmej pozycji.

"Dziś przekonałam się, jak trudno grać przeciw Amerykance na tym obiekcie. A przecież miały być darmowe drinki..." – triumfatorka z uśmiechem nawiązała do obietnicy sprzed dwóch dni, że zaprasza do baru każdego, kto będzie jej kibicował w starciu z Navarro.

Teraz podniosła stawkę do "margarity z podwójną tequilą", żeby uczcić awans do finału. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że w decydującym spotkaniu o wsparcie publiczności będzie jej jeszcze trudniej, gdyż po drugiej stronie siatki stanie Pegula. 30-latka z Buffalo to dla wielu Amerykanów "dziewczyna z sąsiedztwa", która w Nowym Jorku czuje się jak w domu, a na korty przyjeżdża często metrem.

W tym roku do półfinału, łącznie z ćwierćfinałem ze Świątek, przeszła jak burza. W walce o finał Muchova wysoko zawiesiła jej poprzeczkę.

Czeszka, która w niespełna pół godziny wygrała premierową partię 6:1, w drugiej do siedmiu doprowadziła serię gemów rozstrzygniętych na swoją korzyść i miała kolejnego "breaka" na 3:0. Wtedy w jej grze coś się zacięło i choć dzielnie do końca walczyła o zwycięstwo w drugim secie, to w trzecim już nie była w stanie zatrzymać rozpędzonej Amerykanki.

Pegula z Muchovą w oficjalnym pojedynku wcześniej zmierzyły się tylko raz - 16 sierpnia w 2. rundzie zawodów w Cincinnati, "na parkingu", jak Czeszka określiła kort numer siedem tamtejszego kompleksu, wykorzystywany głównie do treningów i rozgrzewek. Wtedy scenariusz był podobny – pierwszy set dla finalistki French Open 2023, dwa następne dla dziedziczki fortuny Teddy'ego Peguli, właściciela m.in. drużyn Buffalo Sabres z hokejowej NHL i Buffalo Bills z futbolowej NFL.

"Gdy grają tenisistki o tak zbliżonym poziomie, wszystko sprowadza się do niuansów, małych momentów, które zmieniają dynamikę i przebieg meczu. Karolina sprawiła, że na początku czułam się jak juniorka. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. To było żenujące, ale w końcu zaczęłam grać tak, jak chciałam od początku. Trochę mi to zajęło, ale najważniejsze, że w końcu się udało. Jak to zrobiłam? Szczerze mówiąc, nie wiem" – przyznała Pegula.

30-letnia Amerykanka będzie najstarszą finalistką zmagań wielkoszlemowych w singlu od czasu, gdy Włoszka Flavia Pennetta dotarła na Flushing Meadows do tego etapu w 2015 roku.

Gospodarze mają nadzieję, że Pegula pójdzie drogą najlepszej w US Open przed rokiem Coco Gauff, która wtedy w półfinale poradziła sobie z... Muchovą, a w finale pokonała... Sabalenkę.

W sobotę czeka Pegulę kolejna powtórka z Cincinnati, bo tam w finale także zmierzyła się z Sabalenką, przegrywając 3:6, 5:7. Była to ich siódma konfrontacja i piąty sukces tenisistki z Białorusi.

Niezależnie od końcowego rozstrzygnięcia w poniedziałek Amerykanka zadebiutuje na najwyższym w karierze, trzecim miejscu w rankingu światowym. Muchova, która po ubiegłorocznym US Open pauzowała kilka miesięcy z powodu kontuzji nadgarstka, pozostanie w szóstej dziesiątce.