Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Historyczna szansa dla Danielle Collins w Miami przeciwko Jelenie Rybakinie

Sébastien Gente
Danielle Collins do samego końca?
Danielle Collins do samego końca?AFP
Pomimo ogłoszenia przejścia na emeryturę po zakończeniu sezonu, Danielle Collins może dziś sięgnąć po swój największy tytuł w swojej karierze. Będzie jednak musiała pokonać Jelenę Rybakinę, która nie ma marginesu błędu, a mimo to jest faworytką.

To było nieco ponad dwa miesiące temu. Po przegranej z Igą Świątek w drugiej rundzie Australian Open, Danielle Collins ogłosiła, że sezon 2024 będzie jej ostatnim w roli zawodowej tenisistki. Powiedziała: "Czuję, że miałam całkiem niezłą karierę. Z pewnością były wzloty i upadki". W tej chwili to wzloty są na porządku dziennym.

Śledź z Flashscore finał Collins-Rybakina w Miami!

17 zwycięstw do 4 porażek (w tym jeden krecz) i passa w Miami, która rozpoczęła się od przegranego seta z Bernardą Perą, a następnie zawodniczka weszła w tryb destrukcji. 12 wygranych setów z rzędu, ze średnią dwóch przegranych gemów na set, odkryta na nowo machina wojenna. Bo gdy Amerykanka gra pewnie, trudno ją zatrzymać.

Oczywiście można argumentować, że nie miała do czynienia z tak silną przeciwniczką jak ta, z którą zmierzy się w finale. Na jej drodze nie było zawodniczek z Top 10, a rywalki znane z niekonsekwencji nie mogły się z nią równać. Alternatywnie, można spojrzeć na szklankę jako do połowy pełną i powiedzieć, że pokonała zawodniczki, które same wyeliminowały Igę Świątek, Coco Gauff, Jessicę Pegulę i Darię Kasatkinę. I nigdy się nie wahała.

To wystarczyło, aby żałowała przejścia na emeryturę, ponieważ z marszu zakwalifikowała się do swojego pierwszego finału WTA 1000. Ale dla niej nie o to chodzi, ponieważ to osobiste powody skłoniły ją do podjęcia tej decyzji, jak wyjaśniła na konferencji prasowej. "Często musiałam uzasadniać swoją decyzję i czuję, że gdybym była mężczyzną, nie musiałabym tego robić. Mój wybór jest osobisty. Wykracza daleko poza tenis i moją karierę".

Co może być lepszego niż wielki tytuł, aby odejść z poczuciem spełnienia? W końcu można odnieść wrażenie, że Jelena Rybakina jest do wzięcia, tak bardzo była obijana od początku tygodnia. Wystarczy jedna prosta statystyka, aby to udowodnić: nigdy wcześniej zawodniczka nie przegrała tak wielu gemów w drodze do finału w Miami. I to pomimo faktu, że była zwolniona z pierwszej rundy!

A jednak była jedyną faworytką, która się utrzymała. Jako jedyna z czterech najwyżej rozstawionych dotarła do ćwierćfinału. Co prawda cztery z jej pięciu meczów toczyły się w trzech setach, ale ostatecznie to Kazaszka wygrała. Jej solidność jest niezbędna, gdy ma to największe znaczenie. Udowodniła to w ostatnim tie-breaku przeciwko zawsze groźnej Wiktoryi Azarance w półfinale, Białorusinka została uduszona przez rywalkę w tie-breaku po walce trwającej 2,5 godziny.

Azaranka nie podchodziła jednak do tego turnieju w najlepszych nastrojach, ponieważ musiała wycofać się z Indian Wells z powodu choroby i straciła punkty z zeszłorocznego tytułu w Kalifornii. Nie miała też zamiaru oddawać punktów z finału w Miami. Więc argument świeżości nie ma zastosowania z dwóch powodów: choroba + wyczerpująca kampania = przetasowanie kart na ten finał.

W kategoriach czysto teoretycznych Rybakina jest oczywiście faworytką tego finału. Jest wyżej notowana, ma lepszy sezon i zdobyła już dwa tytuły WTA 500, a także finał WTA 1000 w Dausze. Co więcej, prowadzi 3-1 w bezpośrednich spotkaniach, a choć Collins wygrała ich pierwszy pojedynek, to było to przed nowym poziomem, na jaki weszła Kazaszka po zdobyciu tytułu w Londynie w 2022 roku.

Niemniej, dynamika obu zawodniczek nieuchronnie wyrównuje szanse. I nie trzeba sięgać daleko, aby zobaczyć, jak się porównują. Collins i Rybakina spotkały się w zeszłym miesiącu w 1/8 finału turnieju WTA 500 w Abu Zabi. Był to mecz wygrany przez Kazaszkę, ale Amerykanka wyraźnie stanęła na wysokości zadania, prowadząc przez seta i zbliżając się do zwycięstwa.

Od strony technicznej mamy dwie potężne zawodniczki, które będą próbowały przełamać się nawzajem swoimi gorącymi serwami i płaskimi forhendami. Z pewnością będzie to niesamowita bitwa, ponieważ jedna z nich będzie musiała w pewnym momencie ulec. W tym momencie Amerykanka może mieć przewagę, biorąc pod uwagę jej pewność siebie. Ale cokolwiek się stanie, będą okazje do zrobienia różnicy, o czym świadczą 22 break pointy w miesiącu. A przy stosunku 26/58 dla Collins i 19/57 dla Rybakiny na break pointach od początku turnieju, można bezpiecznie założyć, że będzie trzeba więcej niż jednego przełamania, by wygrać.

Do tego dochodzi aspekt mentalny, a tutaj Amerykanka nie ma nic do stracenia. Jej turniej już okazał się sukcesem, a ona sama zachwyciła amerykańską publiczność, która czekała na lokalną finalistkę od 2018 roku. A jeśli wygra, może nawet ogłosić natychmiastowe przejście na emeryturę! Co jeszcze musiałaby udowodnić? Nawet jeśli wyobrazimy sobie, że pożegnanie podczas US Open jest bardziej prestiżowe, równie dobrze może odejść w blasku chwały. Jej rywalka obroniła już punkty, ale wspomnienie porażki na tym samym etapie z przemienioną Petrą Kvitovą w zeszłym roku z pewnością musi być z tyłu głowy.

Obstawiajcie, ale nie ma wątpliwości, że koronacja Danielle Collins byłaby historią, którą tenis i Stany Zjednoczone uwielbiają opowiadać, podczas gdy sukces Jeleny Rybakiny przypomniałby, jak bardzo Kazaszka jest jedną z najlepszych na świecie, a jej pokonanie będzie wymagało idealnego meczu. Przekonamy się dziś wieczorem od 20:00.