Dwa tie-breaki i jedno przełamanie, Hubert Hurkacz gra dalej w Miami
Fani Huberta Hurkacza mają miłe wspomnienia związane z Miami, gdzie wygrał najwięcej meczów. W tegorocznych rozgrywkach zaczęło się od ciężkiej przeprawy z Aleksandrem Szewczenko i podobnie mozolne wejście zaliczył jego poniedziałkowy rywal z trzeciej rundy, Sebastian Korda, który także męczył się z nominalnie znacznie słabszym rywalem.
A przecież obaj zawodnicy imponują serwisem i z punktowaniem problemów mieć nie powinni. Zresztą to właśnie zaprezentowali od początku pierwszej partii w Miami, szybko zamykając swoje gemy serwisowe. Siła podań i umiejętny dobór kierunków sprawiały, że widzowie na florydzkich trybunach nie oglądali długich wymian.
Prześledź mecz Korda-Hurkacz punkt po punkcie
Ciasny set aż do samego końca
Dopiero po siedmiu szybkich gemach pojawiły się wrażenia mniej siłowe, gdy Korda z Hurkaczem walczyli a to na slajsy, a to na próby minięcia przeciwnika wchodzącego w głąb kortu. Nowe piłki sprzyjały efektownej grze, a w niej pierwszy do przełamania zbliżył się Amerykanin, by oglądać, jak Hurkacz serwisem wymazuje break point, a następnie wygrywa gema.
Nie pomylił się również Korda. Choć moment stresu kosztował go błędy i 40:40, to nie pozwolił na nic więcej. Końcówka była co prawda emocjonująca, ale tie-break okazał się nieunikniony. Dopiero po dziewięciu punktach doszło do mini breaka, gdy Korda fatalnie przestrzelił przy próbie siłowego ataku spod siatki. To otworzyło wrocławianinowi szansę na seta przy swoim podaniu, w której wykorzystaniu pomógł rywal niecelnym returnem.
Kolejny tie-break już dla Kordy
Hurkacz swój pierwszy break point wywalczył niemal od razu po rozpoczęciu drugiej odsłony, jednak młodszy rywal odpłacił mu za zneutralizowanie własnej szansy na przełamanie. Przy serwisie obaj pozostawali mocni, optyka wskazywała na przewagę Polaka, a jednak tablica wyników pozostawała nieubłagana: wciąż szli łeb w łeb.
Trzy gemy w secie Hubi wygrał na sucho, ale i przy podaniu 23-latka nie zagroził mu po raz kolejny przełamaniem. Gdy Amerykanin doszedł do 6:5, presja spadła na barki wrocławianina. Strzepnął ją jak drobny pyłek i ponownie o losach partii musiał rozstrzygnąć tie-break.
Tym razem to autowy return Hurkacza spod siatki dał przewagę mini breaka rywalowi, a faworyt z trudem powstrzymał się od huknięcia rakietą w kort, gdy Korda wyszedł na 3-1. Amerykanin był w gazie, niesiony nie tylko wsparciem z trybun, ale i dobrymi wyborami, którymi odbierał rywalowi opcje powrotu. Hurkacz doszedł do 5-6, tyle że przeciwnik punktowym serwisem zamknął seta.
W końcu przełamanie, w końcu wygrana
Otwarcie trzeciego seta ponownie pokazało siłę serwisu obu tenisistów, którzy nie chcieli na nic pozwolić returnującemu. Dopiero w czwartym gemie instynkt wyraźnie zawiódł Kordę, którego agresywne wybory zaczęły przynosić straty zamiast punktów. Efekt? Pierwszy w secie break point momentalna zmiana ról: wykorzystana przez Polaka okazja zerwała trzymane dotąd na wodzy nerwy Kordy, który znalazł się w pułapce.
Po dwóch godzinach równej walki 23-latek miał gema straty. Ugrał break point na wagę powrotu do równowagi, jednak Polak uniósł ciężar: dwa punktowe podania przywróciły mu przewagę. I tej właśnie przewagi Hurkacz nie pozwolił sobie odebrać, mecz rozstrzygając z jeszcze tylko jednym punktem straconym przy swoim serwisie!