Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Sabalenka pytana o kontakty z Łukaszenką: "Wtedy nie było wojny i nic się nie działo"

Flashscore
Sabalenka pytana o kontakty z Łukaszenką: "Wtedy nie było wojny i nic się nie działo"
Sabalenka pytana o kontakty z Łukaszenką: "Wtedy nie było wojny i nic się nie działo"AFP
Aryna Sabalenka odpowiedziała na pytanie polskiego dziennikarza. Zapewniła, że nie popiera wojny ani nie jest politykiem. Kwestia pojawiła się ponownie po jej dzisiejszym geście wobec Eliny Switoliny z Ukrainy.

Nie przyszła na dwie zaplanowane konferencje prasowe, nie chce odpowiadać na pytania związane z polityką. Mimo to będą się one pojawiać, zwłaszcza w kontekście meczów pokroju ćwierćfinału z Eliną Switoliną.

Po wygranym pojedynku Aryna Sabalenka czekała przy siatce na przybicie piątki z rywalką, choć Ukrainka zapowiedziała, że nie poda ręki zawodniczkom z Rosji i Białorusi. Jej poprzednia przeciwniczka, Daria Kasatkina, uszanowała tę decyzję i jedynie zasygnalizowała rywalce na odległość podziękowanie za mecz.

Sabalenka czekała, wywołując gwizdy i buczenie na Ukrainkę z trybun. Jak przyznała po spotkaniu Switolina, uznała zachowanie Białorusinki za celową prowokację. Niezależnie od oceny zachowania każdej z zawodniczek, trudno uznać, że takie gesty są bez znaczenia.

Po wtorkowym zwycięstwie nad Switoliną dziennikarz Dominik Senkowski ze Sport.pl doczekał się wypowiedzi od Aryny Sabalenki na pytanie dotyczące polityki. Spytał, dlaczego temat polityki jest jej obcy teraz, ale nie przeszkadzał podczas wielokrotnych zdjęć i wizyt u białoruskiego dyktatora, Aleksandra Łukaszenki.

"Spotykałam się z nim tylko na meczach Pucharu Federacji. Wtedy nie było wojny i nic się nie działo. Nie jestem politykiem. Gdybym nim była, nie byłoby mnie tu. Nie wspieram wojny. Nie chcę, by mój kraj był w wojnie" – powiedziała zawodniczka.

Warto przypomnieć, że zamieszanie wokół Sabalenki w Paryżu zaczęło się właśnie od pytań o Aleksandra Łukaszenkę. Po pytaniu, dlaczego podczas rewolucji w 2020 podpisała list poparcia dla dyktatora (o poparciu zapewniały białoruskie media, sam list nie był upubliczniony – przyp. red.), przestała odpowiadać, a następnie unikać dziennikarzy i selekcjonować tych, na pytania których odpowiada.