Świątek nie wygra kolejnego Porsche. Polka poległa w półfinale z Rybakiną
Mecze Świątek z Rybakiną należą do najbardziej zaciętych w światowej czołówce kobiecego tenisa. Przed dzisiejszym spotkaniem Polka miała ujemny bilans z Kazaszką, ponieważ wygrała dwa z pięciu takich starć. Obie tylko raz grały ze sobą jednak na nawierzchni ziemnej, na której liderka rankingu czuje się najlepiej. Było to przed rokiem w Rzymie, gdzie raszynianka musiała skreczować z powodu urazu, przez co zwycięstwo powędrowało na konto Rybakiny.
Dzisiaj w Stuttgarcie wszystko zaczęło się zgodnie z planem Polki. Od razu w pierwszym gemie przełamała rywalkę, pokazała swoją dominację na samym starcie, tocząc wymiany pod swoje dyktando. Po chwili pewnie wykorzystała swój serwis i wyszła na prowadzenie 2:0. Przy stanie 40-15 dla Świątek w trzecim gemie wydawało się, że liderka rankingu może naprawdę szybko rozprawić się z mocną rywalką. Od tego momentu spotkanie zupełnie zmieniło jednak swój bieg.
Wystarczy napisać, że Rybakina wygrała od tego momentu pięć gemów z rzędu i była na bardzo wysokiej fali, która prowadziła ją do wygrania seta. Kazaszka weszła na swój najwyższy poziom, w razie potrzeby posiłkowała się swoim potężnym serwisem, nie wchodziła w długie wymiany i starała się narzucać swój rytm już po pierwszym albo drugim uderzeniu, zmuszając Polkę do błędów. I faktycznie Świątek często pakowała piłki w siatkę i nie nadążała za tempem rywalki oraz jej precyzyjnymi uderzeniami.
Na szczęście przy stanie 2:5 Świątek przerwała serię przeciwniczki, choć jednocześnie obroniła aż cztery piłki setowe, więc znajdowała się na krawędzi dalszej gry w pierwszym secie. Ostateczne zwycięstwo w gemie pewnie dało jej jednak więcej pewności siebie. Później Polka w fantastyczny sposób wywalczyła nawet break pointa na 4:5, ale ostatecznie do takiego stanu nie doszło, bo to Rybakina wygrała gema na przewagi i zamknęła seta wynikiem 6:3.
W przerwie między setami Polka udała się na przerwę toaletową, z której wróciła z notatkami, które czytała w przerwach meczu. W Stuttgarcie nie ma z nią trenera Tomasza Wiktorowskiego, więc zawodniczka sama bez jego podpowiedzi postanowiła wyciągnąć wnioski przed setem, który mógł zakończyć to spotkanie oraz jej marzenia o obronie tytułu w Stuttgarcie.
Problemy Świątek mogły być kontynuowane od samego początku drugiej partii, ponieważ już na jej starcie musiała ona bronić dwóch break pointów. Na szczęście jednak wyszła z opresji i otworzyła swoje konto wygranych gemów. Przy stanie 2:1 i 40:0 miała za to trzy piłki na przełamanie Rybakiny, a ta zdołała z pomocą swojego serwisu wygrać pięć piłek z rzędu i zabrać Polce marzenia o prowadzeniu dwoma gemami.
W dalszej części drugiej odsłony obie zawodniczki grały na podobnym i bardzo wysokim poziomie. Raszynianka wreszcie zaczęła wygrywać większość punktów przy swoim serwisie, co powinno być przecież naturalne, a jednak w pierwszym secie miała z tym duży problem i był to jeden z czynników, który pozwalał na korcie dyktować warunki Kazaszce.
Gdy wydawało się, że drugi set zmierza w kierunku tie breaku, Polka wygrała go w niemal ostatnim możliwym momencie. Przy stanie 5:4 udało jej się przełamać Rybakinę. Przy piłce setowej zagrała bardzo odważnie forhendem i to się opłaciło. Świątek wróciła do meczu, a o wszystkim miała zdecydować ostatnia partia.
W decydującym secie gra wciąż była wyrównana, ale w piątym gemie doszło do przełamania, które niestety udało się zdobyć Rybakinie. Statystyka obronionych przełamań w trzeciej partii bardzo dużo mówiła jednak o jej pierwszych gemach. Polka ani razu nie miała bowiem okazji przełamać rywalki, Kazaszka zepsuła osiem pierwszych takich prób, ale przy dziewiątej Świątek wyrzuciła piłkę na aut i Rybakina zrobiła duży krok w kierunku zwycięstwa.
Już chwilę później Polka wywalczyła sobie jednak pierwszą w tym secie szansę na przełamanie, ale niestety Rybakina zagrała za dobrze, a gema wygrała asem serwisowym, który przesądził o jej wyjściu na prowadzenie 4:2. Polka co prawda pewnie do zera wygrała przy swoim podaniu, a po chwili miała nawet break pointa na wyrównane stanu rywalizacji, ale Kazaszka zagrała za dobrze, ponownie ratowała się serwisem, a także zmuszała Świątek do trudnych i ryzykownych zagrań, przez co ostatecznie wyszła na prowadzenie 5:3 i była już tylko gema od awansu do finału. Niestety wygrała go przy podaniu Świątek, przełamując ją na sam koniec zawodów.
Polka nie wygrała więc w Stuttgarcie trzeci rok z rzędu, a w jej garażu nie pojawi się kolejne Porsche, które jest dodatkową nagrodą dla zwyciężczyni turnieju.