Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Wyborna jazda Vestappena na Suzuce, dublet McLarena na podium. Red Bull już z tytułem

Daniel Núñez/Adrian Wantowski
Verstappen na innym poziomie w Japonii.
Verstappen na innym poziomie w Japonii.PETER PARKS / AFP
Holender został cesarzem japońskiego kraju dzięki kolejnemu zwycięstwu, które jeszcze bardziej przybliża go do trzeciego mistrzostwa świata, rozstrzygniętego już 24 września na poziomie konstruktorów.

Max Verstappen przybył na niedzielny wyścig z najlepszymi możliwymi wrażeniami, ponieważ zapomniał o tym, co wydarzyło się w Singapurze, z godną pozazdroszczenia konsekwencją przez cały weekend. Był najlepszy podczas trzech sesji treningowych i przedłużył swoją dominację w kwalifikacjach. Zdobył kolejne pole position i tylko Charles Leclerc w Q2 był w stanie w pewnym momencie odebrać mu pierwsze miejsce. Monakijczyk wystartował jednak z czwartej pozycji.

Wyboisty początek

Red Bullowi zależało na spokojnym starcie, na którym niewiele się działo, ale spokój zniknął, gdy tylko zapaliło się zielone światło. Wiele kontaktów między samochodami, zarówno z przodu, jak i kilka metrów z tyłu, oznaczało, że samochód bezpieczeństwa musiał zostać wyciągnięty na początku wyścigu. Dwóch reprezentantów Alfy Romeo (Guanyu Zhou i Valtteri Bottas) oraz Esteban Ocon pozostawili na torze sporo części. Max Verstappen na starcie skupił się, żeby pilnować Piastriego, a z drugiej strony atakował go Norris, ale ostatecznie Holender się obronił.

Sergio Perez, który nie ukończył wyścigu, musiał zjechać do boksu na trzecim okrążeniu. Spadł w okolice tylnej części stawki i ostatecznie wycofał się, gdy zdał sobie sprawę, że jego samochód nie zareaguje, co było radykalnym przeciwieństwem sytuacji Fernando Alonso, który wykonał mistrzowski ruch z dziesiątego miejsca na szóste, tuż za Carlosem Sainzem, który był pod presją Hiszpana – na miękkich oponach, ale później nie było tak dobrze. Perez po kilkudziesięciu minutach wrócił na tor, ale od razu zjechał do boxu. Meksykanin potwierdził, że mechanicy naprawili bolid i Sergio wyjechał tylko po to, żeby odbyć karę, którą otrzymał za kolizję z Magnussenem.

Dzień Piastriego

Tymczasem walka o złoto zaczynała się rozstrzygać. Lando Norris wyprzedził Oscara Piastriego i utrzymywał dobre tempo, aby zbliżyć się do kierowcy, który z pewnością znajduje się w innej galaktyce niż reszta. Wielkich bitew nie było, ale na przykład była rywalizacja między Mercedesami (Lewis Hamilton i George Russell), którzy nawet postawili na szali swoją ciągłość, ponieważ obaj pojechali do granic możliwości, co mogło wywołać mikro-zawał w brytyjskim zespole.

Poza aktualnym liderem klasyfikacji generalnej był to dzień Piastriego. Opór Russella wygasł i Australijczyk wykonał ostatni krok w kierunku podium. Ten sam ruch powtórzył Leclerc, na nieszczęście kierowcy Mercedesa, który nie był w stanie powstrzymać Hamiltona i Sainza. Hiszpan, który tydzień wcześniej królował w Singapurze, marzył o ostatecznym wyprzedzeniu Lewisa. Zabrakło mu kilku kilometrów.

Od frustracji do ekstazy

Aston Martin skazał Alonso, bardzo rozzłoszczonego tą decyzją, na przedwczesny postój, który nie dał mu żadnej przewagi. Jego złość wzrosła, gdy okazało się, że nie jest w stanie wyprzedzić Ocona, co było głównym powodem ponownej zmiany opon w połowie wyścigu. Wyszło mu to na dobre, ponieważ to sprawiło, że Francuz znalazł się za nim i mógł zacząć patrzeć bezpośrednio na punkty, choć musiał zadowolić się ósmym miejscem.

Z drugiej strony austriacki zespół ma powody do uśmiechu. Frustracja spowodowana brakiem Checo zniknęła podczas wydarzenia, które było bardzo spokojne w przypadku Supermaxa. Ten ostatni jest głównym winowajcą tego, że walka o tytuł producentów jest już rozstrzygnięta. Meksykanin nie był nawet potrzebny, co bardzo dobrze odzwierciedla sezon pełen dobrych momentów dla najlepszego zespołu w Formule 1. Red Bull po raz drugi z rzędu wywalczył tytuł w klasyfikacji konstruktorów.