Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Charles Leclerc odczarował Monako. Kierowca Ferrari wygrał przed swoimi kibicami

Hubert Nowicki
Charles Leclerc odczarował Monako. Kierowca Ferrari wygrał przed swoimi kibicami
Charles Leclerc odczarował Monako. Kierowca Ferrari wygrał przed swoimi kibicamiAFP
Monakijczyk z krwi i kości - Charles Leclerc - wygrał niezwykle prestiżowy w kalendarzu Grand Prix Formuły 1 wyścig w Monte Carlo. Drugi na mecie był Oscar Piastri z McLarena, a trzeci kolega z zespołu Leclerca - Carlos Sainz.

Największe emocje mieliśmy w pierwszym starcie do wyścigu, ponieważ na pierwszym okrążeniu doszło do bardzo niebezpiecznie wyglądającego wypadku. Kevin Magnussen próbował wcisnąć się przed Sergio Pereza, ale dla Duńczyka zabrakło miejsca, przez co uderzył w jadącego z dużą prędkością Meksykanina. 

W efekcie bolid Red Bulla z potężną siłą uderzył w ścianę, a w całym zdarzeniu zniszczeniu uległy dwa bolidy Haasa - ten prowadzony przez Magnussena, a także Nico Hulkenberga. Na szczęście kierowcom nic się nie stało, a Perez wyszedł z tego, co jeszcze chwilę wcześniej było jego bolidem... Roztrzaskana maszyna wyglądała fatalnie. 

Chwilę przed tym wypadkiem w innym miejscu toru bliski zakończenia marzeń o dobrym wyniku był Sainz, który przestrzelił zakręt i pojechał prosto, dając się wyprzedzić całej stawce. Ostatecznie jednak po wypadku wywieszono czerwoną flagę, a sędziowie ocenili, że Hiszpan przy restarcie będzie mógł znowu zająć trzecie pole startowe. 

Po drugim starcie emocji mieliśmy jednak jak na lekarstwo. Leclerc spokojnie prowadził przed Piastrim, Sainzem oraz Lando Norrisem, a większość stawki była już po wymianie opon, do której doszło przy czerwonej fladze. Tym samym kierowcy na twardym ogumieniu mogli jechać do mety przez 75 okrążęń, nie za bardzo ze sobą rywalizując. 

Ich priorytetem było utrzymanie opon do samego końca, a nie dyktowanie szybkiego tempa. Tak naprawdę każdy kierowca mógł pokonywać nitkę toru w Monako dużo szybciej, ale inżynierowie wszystkich ekip przestrzegali przed tym kierowców, ponieważ każdy miał inny cel na ten wyścig. 

Taki już jest urok w Monako, gdzie przy obecnej wielkości bolidów wyprzedzanie jest niemal niemożliwe, a dużo ważniejsze dla kierowców są kwalifikacje. Leclerc wreszcie odczarował tor w swojej ojczyźnie, ponieważ do tej pory na ulicach Monte Carlo miał wyjątkowego pecha i nie mógł tam wygrać na żadnym etapie swojej kariery.