Niedoścignieni! Polacy rozbili Włochów w Rzymie i są mistrzami Europy!
Jak przyznał Jakub Kochanowski po awansie do półfinału, taki był właściwie plan minimum. Nie tylko udało się go osiągnąć, ale Polacy poszli za ciosem i przełamali klątwę gry ze Słowenią, dochodząc do wielkiego finału mistrzostw Europy w Rzymie. W nim nie zostało już nic innego, jak tylko postawić się faworyzowanym Włochom. Tym samym, którzy w 2022 roku zdobyli Spodek w finale mistrzostw świata...
Mistrzowie zaspali na starcie
Azzurri mieli po swojej stronie wsparcie ścian i wspomnienie efektownej wygranej nad Francją w półfinale. Na początku meczu wyglądali jednak na zdeprymowanych, podczas gdy Polska nie czekała. Momentalnie udało się wyjść na 4:0, a Kochanowski i Huber bezlitośnie kąsali gospodarzy. Cztery asy (w tym trzy Hubera) na starcie wybiły Włochów z równowagi.
Gdy Huber postawił drugi skuteczny blok Polski, było już 17:11 dla Biało-Czerwonych, a głównym źródłem punktów dla gospodarzy były błędy naszej reprezentacji. Nie istniał włoski blok, atak kulał, zagrywka rzadko sprawiała problemy, a kolejny atak po skosie Śliwki dał Polsce 20:13. Dopiero przy stanie 15:22 Włosi zdobyli punkt asem i coś drgnęło. Udany atak, udany blok, później drugi i trzeci. Szybko z ośmiu punktów przewagi Polski zrobiły się trzy (23:20). Na szczęście błąd dał Polakom piłkę setową, którą na punkt zamienił potężnym atakiem Łukasz Kaczmarek.
Wyższy bieg Włochów? Nie dość wysoki
Pierwsza w meczu przewaga Włoch pojawiła się przy stanie 3:2 i nie było już mowy o szybkiej ucieczce z pierwszych minut meczu. Na zagrywkę wszedł jednak Wilfredo Leon i Polacy zdobyli trzy punkty z rzędu. Gdy Leon zepsuł, to Italia wystawiła na zagrywkę swojego asa. Yuri Romano mógł poderwać całą halę, nawet zapunktował zagrywką, jednak dwa skuteczne polskie bloki i as serwisowy Marcina Janusza raz jeszcze dały Polsce przewagę. Minimalną...
Włosi odrobili stratę i wyszli na 15:14, na co Biało-Czerwoni znowuż znaleźli odpowiedź. Ponownie zadziałał blok, humory gospodarzy zepsuł udany challenge i po chwili było 18:15 dla Polski. Italia broniła atak za atakiem, ale na Aleksandra Śliwkę sposobu nie mieli. Coraz głośniejsi na trybunach polscy kibice wyskoczyli w górę, gdy Śliwka raz jeszcze odzierał Włochów z nadziei na 20:15.
I choć gospodarze walczyli o każdy kolejny punkt, to Polska wkrótce miała pierwszą piłkę setową (24:20). Autowy atak Leona podał pomocną dłoń miejscowym, ale nie skorzystali – piłka powędrowała w siatkę! 25:21.
Ostatni!
Po półsprzęgle w pierwszym secie, w drugim Włosi wrzucili wyższy bieg, by w trzecim po raz pierwszy zagrozić Polakom wyprzedzeniem. Szybki, pewny start dał im przewagę od początkowych punktów, którą Biało-Czerwoni z trudem próbowali zmniejszać. Gdy Italia uciekła na 10:7, hala ponownie zawrzała. Chwilę później uciszył ją kolejny as serwisowy Hubera i dwa skończone ataki. Znów było po równo i z wyprzedzania Włochom niewiele wyszło. Na drodze z takiej rywalizacji nic dobrego wyniknąć nie może, ale w Palazzo dello Sport owocem było ekscytujące widowisko.
Azzurri trzymali wysoką skuteczność w ataku, polski blok nie punktował, as Hubera był jedynym, a mimo to przewaga gospodarzy nie chciała wzrosnąć. Punkt, może dwa i ani jednego więcej. A gdy Polacy wyrównali na 17:17, zaczęły się schody. Drugi as Hubera oznaczał, że raz jeszcze to Italia była z tyłu, a chwilę później kolejną petardę w pole posłał Wilfredo Leon na 21:19!
Ferdinando De Giorgi szybko poprosił o czas. To mogły być ostatnie minuty meczu i choć Włosi dogonili, to uratowana przez Polaków piłka skończyła się autowym atakiem gospodarzy. Nie mogli w to uwierzyć, ale nawet challenge nie pomógł. Kontaktu z blokiem nie było, za to byli rozbici gospodarze. Piłkę setową dał Polsce kolejny zepsuty serwis, tym razem Rinaldiego. Po niebywale chaotycznej akcji Włosi zostali w grze, ale tylko na sekundy. Moment później wybuchła radością biało-czerwona część widowni, było 25:23 dla Polski! Drugie w historii mistrzostwo Europy stało się faktem.