Polacy pokazali charakter, odrobili straty i pokonali Brazylię. Mamy półfinał!
Mniej niż trzy tygodnie temu Brazylijczycy byli górą (3:1) i z pewnością chcieli tamten wynik powtórzyć również w ćwierćfinale Ligi Narodów. Z ostatnich pięciu meczów tylko ten ostatni padł jednak ich łupem. W turnieju finałowym Ligi Narodów dodatkowo ściany były po stronie Biało-Czerwonych, chcąc pchnąć ich do półfinału.
Prześledź mecz Polska – Brazylia punkt po punkcie
0:1. Bolesna cena za nieskuteczny atak
Początek, nieco nerwowy, nie wskazywał żadnego faworyta. Po asie serwisowym Canarinhos wyszli na minimalne prowadzenie. Dystans pozostawał symboliczny, ale to rywale punktowali z większą łatwością i utrzymywali 1-2 punkty buforu. Biało-Czerwoni w ataku zdawali się szczególnie na petardy Wilfredo Leona, a ten rzadko zawodził. Pierwszy w meczu blok (Kochanowskiego) dał punkt na 12:12, lecz za ciosem nie udało się pójść.
Przeciwnie, Brazylijczycy odskoczyli i Nikola Grbić przywołał zawodników do siebie. Nie pomogło, niemiłosiernie obijany blok tracił punkty i zrobiło się 13:18, as serwisowy Leala jeszcze zwiększył przewagę. Dopiero Fornal wcisnął piłkę pod blokiem na zatrzymanie serii i Biało-Czerwoni złapali oddech. Z sześciu punktów straty zrobiły się trzy i to Bernardo Rezende poprosił o czas. Wiedział, co robi: koncentracja, dobre przyjęcie i mocny atak pozwoliły pewnie wygrać seta, aż 25:18.
1:1. Ciężary, ale Polacy lepsi na finiszu
Zbyt wiele nieskończonych polskich ataków ułatwiło Brazylii zadanie w pierwszym secie, w drugim zaczęli jednak od sporej liczby błędów i to one pozwalały Biało-Czerwonym wyjść na prowadzenie. Polacy wciąż nie grali jednak na swoim wysokim poziomie i dopiero od stanu 9:7 skuteczny atak Kochanowskiego i punktowy blok pozwoliły odjechać na 11:7. Czas na uspokojenie gry? Nie, seria niewykorzystanych ataków roztrwoniła przewagę. Czujni pod siatką Canarinhos sprawiali, że każda akcja była ciężarem, a autowy atak Fornala dał prowadzenie 15:14, a kolejny as wymusił przerwę Grbicia.
Udało się nie stracić dystansu do rywali, ci wyciągnęli zresztą pomocną dłoń, psując jedną zagrywkę za drugą. Gdy mieli już tylko punkt przewagi, wprowadzony na zmianę Bołądź udanym atakiem po bloku dał 20:20, zaś przy remisie 22:22 Tomasz Fornal posłał asa i natychmiast trener Rezende poprosił o przerwę. Niecelny atak Lucarellego oznaczał z kolei piłkę setową i tego właśnie zawodnika Brazylii obił petardą serwisową Mateusz Bieniek, dając Polakom seta!
2:1. Wyższy bieg Polaków, lekkie nerwy w końcówce
Dobrze skończony drugi set kontrastował ze startem trzeciego, gdy Polacy wręcz stanęli, już przy stanie 1:5 wymuszając interwencję selekcjonera. Podziałało, Biało-Czerwoni ruszyli i zaczęli napędzać się nawzajem, a jako paliwo posłużyły im też dwa błędy Darlana, po których był remis 8:8. Impet tym razem nie osłabł, skuteczność wzrosła w każdym aspekcie, a szczególnie w ataku, po którym Canarinhos raz za razem byli w opałach.
Szybko udało się wypracować 17:12 i trener Rezende musiał przerwać grę. Po powrocie na parkiet rywali przywitał as Leona! Przewaga spęczniała, a Canarinhos jakby stali się mniejsi – Polakom wychodziło prawie wszystko, tymczasem Brazylijczycy punkt na 22:16 oddali dotknięciem siatki. Z Lucarellim na zagrywce zdołali jednak zmniejszyć przepaść do czterech, trzech, a nawet dwóch punktów i Grbić wziął czas, by uspokoić nasz zespół. Serię przełamał Leon punktem na 24:20, a udany atak Kochanowskiego zapewnił 25:22.
3:1. Koncertowa końcówka
O ile w poprzednich setach każda z drużyn miewała wyraźne dołki, o tyle czwarty set zaczął się na bardzo wysokiej intensywności i nie niższym poziomie. Walka punkt za punkt trwała niezależnie od dobranych środków, a różnicę zaczął robić Tomasz Fornal, który kiwką, blokiem i zagrywką pomógł wypracować pierwszą przewagę 11:8, zmuszając Brazylię do przerwy.
Niewiele zdziałali, Kurek po bloku natychmiast podniósł prowadzenie, po czym Canarinhos wpadli w siatkę. Nawet wbiegający w bandę Kurek zdołał zapunktować przy próbie ratowania piłki, moment później potężna zagrywka Wilfredo Leona okazała się nie do zatrzymania i było już 17:12. Bliski asa Darlan jednak przestrzelił, tymczasem Kochanowski obił linię moment później! Łódzka hala teraz wręcz pulsowała, a Bołądź blokiem zgasił kolejny atak. Jeszcze Bieniek atakiem, Bołądź kolejnym i była piłka meczowa przy 24:15! Fornal zepsuł, ale po świetnej walce Bieniek ze środka zdobył decydujący punkt. Jest awans, choć początek meczu tego nie zwiastował.