Chodzi o serię meczów o punkty, które zostały przegrane na wyjazdach. W debiucie Fernando Santosa w roli selekcjonera w marcu Polacy przegrali 1:3 z Czechami, po tym jak gospodarze prowadzili 2:0 już w 3. minucie spotkania. W czerwcu przyszedł traumatyczny mecz z Mołdawią, który biało-czerowni zdołali przegrać, mimo że po pierwszej połowie prowadzili 2:0 z jedną z najgorszych reprezentacji w Europie.
Wreszcie w niedzielę podopieczni Santosa po zupełnie bezbarwnym spotkaniu przegrali w Tiranie 0:2 z Albanią. Tym samym po pięciu meczach eliminacyjnych mają w bilansie aż trzy porażki, a jedyne zwycięstwa (z Albanią i Wyspami Owczymi) notowali na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Trzy wyjazdowe porażki z rzędu w meczach o punkty to "wyczyn", którego Polacy nie przeżywali od 2009 roku, gdy w eliminacjach do mistrzostw świata w 2010 roku przegrali z Irlandią Północną, Słowenią i Czechami. Wówczas była to kadra Leo Beenhakkera, a w spotkaniu w Belfaście słynnym samobójem popisał się Michał Żewłakow.
Sytuacja wygląda naprawdę bardzo źle, zwłaszcza, że kolejny mecz Polacy także zagrają na wyjeździe. Przed startem eliminacji można było zakładać, że spotkanie z Wyspami Owczymi będzie spacerkiem. Teraz jednak wcale nie jest to takie pewne.