Gol Lewandowskiego nie zmywa wstydu z Barcelony, historyczna porażka
Barcelona jest już po fecie, nie gra w innych rozgrywkach, więc czego można chcieć więcej od sezonu 2022/23? Wbrew pozorom, w ostatnich trzech kolejkach jest o co grać. Choćby o rekord czystych kont Ter Stegena, o utrzymanie najniższego bilansu straconych bramek w LaLidze. I wszystko to we wtorek na Estadio Jose Zorilla poszło w niepamięć już po dwóch minutach gry.
Zanim Real Valladolid zdołał oddać celny strzał, już prowadził 1:0 po samobójczym trafieniu Andreasa Christensena głową. Duńczyk próbował wybijać dośrodkowanie Machisa, a dolał tylko paliwa do baku gospodarzy, którzy i tak weszli w mecz rozpędzeni. Ku uciesze fanów Puceli, przewaga widoczna była nie tylko na tablicy wyników, ale i w grze.
Blanquivioletas byli przygotowani na to, że Barcelona będzie kontrolować piłkę przez większość meczu, a jednak determinacją przewyższali Dumę Katalonii i opłaciło się. 20 minut po strzeleniu pierwszego gola Valladolid miał już dwie bramki przewagi po tym, jak Eric Garcia faulował w polu karnym. Jedenastkę na gola zamienił Cyle Larin, a wynik 2:0 z koronowanym właśnie mistrzem Hiszpanii był naprawdę imponujący – przecież Valladolid przegrał pięć kolejnych meczów z rzędu.
Gospodarzom się nie spieszyło, a Barcę gubiło poczucie bezradności: ogromna większość strzałów w pierwszej połowie kończyła poza światłem bramki, wybita lub posłana niecelnie. A co szło w bramkę, to doskonale zatrzymywał Jordi Masip. Tak udało się dojechać do przerwy i na wypełnionych trybunach pewnie wspominali ostatnią wygraną u siebie z Barceloną, ponad dziewięć lat temu…
W tych zupełnie niecodziennych okolicznościach wydarzyło się coś jeszcze: po przerwie na boisko nie wrócił Marc-Andre ter Stegen, którego zastąpił Inaki Pena. Dla 24-latka był to debiut w meczu ligowym. Xavi pewnie liczył, że Blaugrana zdoła przejąć kontrolę nad pojedynkiem i faktycznie przez prawie kwadrans tak to wyglądało. Blanquivioletas byli zamknięci na swojej połowie, ale ponownie niewiele wynikało z przewagi gości.
Za to tuż przed godziną gry Gonzalo Plata znalazł się o włos od przejścia do historii, gdy jego strzał od słupka wyszedł na aut. Już prowadzenie dwiema bramkami to wynik nieoglądany z Barceloną od września 1989 roku! Zatrzymanie takich aspiracji miało na celu wprowadzenie Ferrana Torresa i Ousmane’a Dembele na ostatnie 25 minut.
Efekt był tylko chwilowy, bowiem to Valladolid zamierzał świętować tego wieczora. W 72. minucie Gonzalo Plata strzelił bramkę po wyjściu sam na sam i pokonaniu bramkarza Barcelony. Sędzia natychmiast anulował gola po sygnalizacji spalonego, ale weryfikacja VAR ponownie wprawiła w ekstazę trybuny na Estadio Jose Zorilla na kwadrans przed końcem! Winowajcą ponownie był Eric Garcia, który był ostatnim w formacji Barcelony.
Nie minęły trzy minuty, a Lucas Rosa trafił w słupek i uratował Barcelonę przed najwyższą porażką w całym sezonie ligowym. Apetyt na kolejnego gola miał również Gonzalo Plata, ale następna bramka padła – wreszcie! – po drugiej stronie boiska. W 84. minucie Robert Lewandowski szarżował i minął Jordiego Masipa, następnie idealnie celując z bardzo ostrego kąta.
Nawet polski napastnik nie cieszył się jednak po tym trafieniu. Blaugrana potrzebowała znacznie więcej do uratowania meczu, a czas uciekał błyskawicznie. Fani Realu Valladolid nie tyle oglądali ostatnie minuty na stojąco, co skacząc z radości w rytm chóralnych śpiewów. Niektórzy zawodnicy gospodarzy po ostatnim gwizdku padli, ale ta wygrana im się należy – byli lepsi!
Mistrzostwa Hiszpanii nikt już Barcelonie nie odbierze, ale z dwiema porażkami z rzędu właśnie zanotowali najgorszą serię w całym sezonie ligowym, tracąc najwięcej bramek w jednym meczu. Dla miejscowych to nie tylko najwyższa wygrana z Dumą Katalonii od 34 lat, ale też szansa na ucieczkę przed spadkiem na starcie 36. kolejki LaLigi.