Industria Kielce walczyła do końca, ale przegrała z Szegedem jednym punktem
Polska drużyna już od dłuższego czasu występuje w mocno okrojonym składzie. W Szegedzie zabrakło kontuzjowanych Hassana Kaddaha, Szymona Sićki, Alex Dujshebaeva i bośniackiego bramkarza Bekira Cordaliji. Do składu wrócili natomiast francuscy skrzydłowi Benoit Kounkoud i Dylan Nahi.
Sprawdź szczegóły meczu Szeged - Industria Kielce
Kielczanie rozpoczęli od mocnego uderzenia. Pierwsze dwie bramki zdobył francuski kołowy Theo Monar. W ósmej minucie kontrę Industrii skutecznie wykończył Arkadiusz Moryto i goście prowadzili już 4:1. Widząc co się dzieje, trener węgierskiej drużyny Michael Appelgren poprosił o czas. Wskazówki szwedzkiego szkoleniowca pomogły, bo już kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry polski zespół wygrywał już tylko 4:3 (bramki Sebastiana Frimmela i Jeremy’ego Toto).
Wicemistrzowie Polski mieli problem z pokonaniem bramkarza Picku Rolanda Miklera. W 10. min gospodarzy po raz pierwszy w tym meczu na prowadzenie wyprowadził hiszpański rozgrywający Imanol Garciandia. Goście przezwyciężyli kryzys i Moryto po kapitalnym podaniu Jorge Maquedy pokonał Miklera. Industria wygrywała w tym momencie 8:7.
Kolejny okres gry to dominacja gospodarzy, którzy na osiem minut przed końcem pierwszej połowy prowadzili już 11:9 (Richard Bodo). Kielczanie co prawda doprowadzili do remisu (13:13, Daniel Dujshebaev), ale zespół z Szeged po bramkach Janusa Smarasona i Garciandii na przerwę schodził z zapasem dwóch trafień (15:13). Przed meczem sporo niepewności było co do postawy kieleckich bramkarzy. Tymczasem w pierwszych 30 minutach Miłosz Wałach miał sześć udanych interwencji, a Sandro Mestric obronił karnego.
Przez pierwsze dwie minuty drugiej połowy kielczanie grali w przewadze, a przez kilkadziesiąt sekund nawet w podwójnej (kary dla Boruta Mackovseka i Bence Banhidiego). Podopieczni trenera Tałanta Dujszebajewa wykorzystali to bezlitośnie. Po trafieniach Michała Olejniczaka i dwóch bramkach rozgrywającego świetny mecz (siedem bramek w całym spotkaniu) Nahiego, drużyna z Kielc wyszła na prowadzenie (16:15). Dwoma świetnymi interwencjami w tym czasie popisał się Wałach.
Teraz z kolei na ławkę kar powędrował Tomasz Gębala i to gospodarze dwukrotnie trafili do polskiej bramki (Frimmel i Bodo). Od tej pory poza nielicznymi wyjątkami niemal do samego końca spotkanie miało jeden scenariusz. Węgrzy odskakiwali na jedną bramkę, a kielecka ekipa doprowadzała do remisu. W głównych rolach nadal występowali obaj bramkarze Mikler (14 skutecznych interwencji w całym meczu) i Wałach (12).
W tym spotkaniu było praktycznie wszystko. Szybka gra z obu stron, piękne bramki, ale i proste błędy w ataku, jak i kapitalne parady bramkarzy. Kiedy na półtorej minuty przed końcem gospodarze po trafieniu Smarasona wyszli na dwubramkowe prowadzenie (28:26), wydawało się, że jest już po meczu. Nadzieje gościom przywrócił Arciom Karalek.
Na 20 sekund do końca przy prowadzeniu zespołu z Szegedu 28:27, o czas poprosił Appelgren. Po wznowieniu gry błąd kroków popełnił Smarason i kielczanie mieli szansę na doprowadzenie do remisu. Tym razem na rozmowę wezwał swoich podopiecznych Tałant Dujszebjew, ale w ostatniej akcji rzut Jorge Maquedy obronił Mikler. Polski zespół przegrał czwarte spotkanie w tym sezonie Ligi Mistrzów.