Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Od Napoli Maradony do Napoli De Laurentiisa: od bankructwa do trójkolorowych

Raffaele R. Riverso
Prezydent De Laurentiis
Prezydent De LaurentiisProfimedia
Po przywróceniu zbankrutowanego klubu do Serie A, producent filmowy nastawił celownik na szczyt ligi. Już na początku tego roku marsz po tytuł wyglądał na niemożliwy do zatrzymania, a dodatkowo udało się wprowadzić Napoli do najlepszej ósemki starego kontynentu.

Jeśli pierwsze dwa mistrzostwa Napoli stały pod znakiem Diego Armando Maradony, to trzeci trykot również ma swojego absolutnego bohatera. Tym razem jednak nie w grze, a poza boiskiem. Przy wszystkich jego sprzecznościach, żywiołowości i nagłych wahaniach nastrojów, nic nie byłoby możliwe bez Aurelio De Laurentiisa.

Po wydźwignięciu klubu z Kampanii z bankructwa i powrocie do Serie A, producent filmowy celował prosto w szczyt ligowej tabeli, zbliżając się do trafienia w dziesiątkę nawet na początku tego roku. Dopiero z Luciano Spallettim na ławce i Kwaracchelią oraz Osimhenem na boisku Napoli zdołało odzyskać tytuł, którego brakowało od 33 lat i wejść do najlepszej ósemki w Europie po raz pierwszy w historii klubu.

Kvara i Osi
Kvara i OsiAFP

Po części prezydent, po części przywódca ludowy: "Dla Neapolu i jego mieszkańców będzie się to wydawać odkupieniem przeciwko północnym Włochom. Zemstą tych, którzy czują się pokrzywdzeni lub dyskryminowani. Ja jednak walczę o to, by południe i północ tworzyły włoską jedność. Nie jest to łatwe, ale jestem dumny, że mogę wnieść piękno południa w mgłę północy. Zawsze uważałem Neapol za miasto centralne" - zapewnia De Laurentis.

Fraza przypominająca tę Maradony, gdy zapewniał, że jego Napoli udało się "zbuntować przeciwko niesprawiedliwości zespołów z północy". A przecież charakterologicznie jest między nimi wiele podobieństw. Jak na przykład żywiołowość i zwyczaj mówienia bez zastanowienia, by potem żałować i cofnąć się dla dobra drużyny: "Nigdy więcej Afrykanów. Nie płacę pensji, by widzieć, jak grają z innymi" - zapewniał latem ubiegłego roku, nawiązując do Pucharu Narodów Afryki, po czym zmienił swój przekaz, gdy, prawdopodobnie, przypomniał sobie narodowość swojego najlepszego strzelca i gracza ciągnącego drużynę.

Prezydent i jego prawa ręka
Prezydent i jego prawa rękaProfimedia

Zdarzyło mu się to również z dyrektorem sportowym Cristiano Giuntolim, który w pewnym momencie poważnie myślał, że wyleci: "W ciągu tylu lat niemożliwe jest, by nigdy nie doszło do kłótni. Uważam De Laurentiisa za mistrza, menedżera poza czasem, z niezwykłą wizją przyszłości. Dalekowzroczny jak mało kto".

I właśnie z tego powodu toskański dyrektor nie ma również wątpliwości, jeśli chodzi o wskazanie głównego architekta sukcesu Napoli: "Uważam, że era własności De Laurentiisa dokonała w ostatnich latach niezwykłych rzeczy. W szczególności wielkie uznanie należy się prezydentowi, który wziął tę drużynę z trzeciej ligi i doprowadził ją do tego poziomu. Wiele mu zawdzięczam, ponieważ pozwolił mi doświadczyć tego wspaniałego futbolu".

Starcia na błoniach Maradony
Starcia na błoniach MaradonyAFP

Paradoksalnie, główne problemy DeLa miał z własnymi kibicami. No, nie do końca jego własnymi, z kibicami Napoli. Prawda jest taka, że jak oni nie mogą znieść jego, tak on nie może znieść ich.

Relacjom nie sprzyjało to, co wydarzyło się 2 kwietnia podczas meczu mistrzowskiego z AC Milan. W surrealistycznej wręcz atmosferze AC Milan rozgromił Azzurrich, wywracając to, co do tej pory było równowagą widoczną na boisku i zaczynając przygotowywać grunt pod dwumecz Ligi Mistrzów, który zakończył się zakwalifikowaniem Rossoneri i poczuciem, że Azzurri nie pokazali wszystkiego.

Teraz pozostaje tylko sprawdzić, czy pokój podpisany z ultrasami nie jest raczej rozejmem skazanym na ponowne rozpoczęcie w nowym sezonie, przy pierwszych różnicach. To problem przyszłości, teraz wszyscy razem będą świętować trzecie Scudetto.