Starcie na Stadio Arechi między Salernitaną a Interem długo nie mogło doczekać się prowadzenia którejś ze stron. Nerazzurri przyspieszali zwłaszcza na lewej flance, a Granata trzymała się w obronie, wyczekując możliwości na odpowiedź silniejszym rywalom. Z dwiema praktycznie lustrzanymi formacjami w środku pola, właśnie flanki były najczęściej wybieranym sposobem na parcie do przodu.
Inzaghi, który od początku wystawił nieoglądany dotąd tandem w postaci Alexisa Sancheza i Marcusa Thurama, polegał na werwie swoich skrzydłowych. W pierwszej połowie bardzo skutecznie ten duet neutralizowali zawodnicy Paulo Sousy, w tym grający od pierwszej do ostatniej minuty Mateusz Łęgowski. Polak zaliczył nawet gola w tym występie, który mógłby dać równowagę 1:1 i zatrzymać zwycięski marsz Interu, tyle że bramkę cofnięto po interwencji VAR, był spalony.
Udawało się to jednak niecałą godzinę. Gdy Sanchez został zmieniony przez najbardziej wyrazistą postać obecnej drużyny Interu, Koniki Morskie nie zdołały utrzymać tamy. Po jej pęknięciu doszło do prawdziwej katastrofy sportowej, na jaką nie zanosiło się przez większość meczu.
Lautaro załatwił sprawę
Bo po 10 minutach drugiej połowy na boisko wszedł lider. Błysk mistrza... czy raczej doświadczonego kapitana, zdolnego udźwignąć cały mecz. Wszedłszy osiem minut wcześniej, Lautaro Martinez podzielił mecz na dwie części, torując drogę do miażdżącego zwycięstwa w drugiej połowie. Cztery bramki w pół godziny i tylko jedna z karnego - taki wyczyn zalicza w karierze mało który zawodnik.
Demonstracja nie tylko mocy, ale wręcz wszechmocy ze strony Argentyńczyka, który wszedł na boisko i zaburzył równowagę. Siła, jakiej nigdy wcześniej nie widziano u napastnika argentyńskiej Selección, do którego opaska kapitańska w Interze nie trafiła przypadkiem.
Argentyńczyk nie tylko wyprowadza Inter z powrotem na szczyt ligowej tabeli, ale także sam wchodzi na szczyt klasyfikacji strzelców. Zdecydowane potwierdzenie, że w tym roku to on jest pierwszym przewodnikiem drużyny Interu celującej w drugą gwiazdkę z całą możliwą furią. Z furią aktualnego mistrza świata.