Manchester United znowu przegrywa. Tym razem z West Hamem z Fabiańskim w bramce
Pierwsze poważne zagrożenie pod bramką Fabiańskiego miało miejsce już w czwartej minucie, gdy w świetnej sytuacji na skraju pola karnego znalazł się Alejandro Garnacho. Argentyńczyk przycelował prawą nogą, Polak stanął jak zamurowany, a piłka przeleciała koło jego ucha i odbiła się od poprzeczki. Było to pierwsze bicie na alarm w zachodnim Londynie.
Patrząc jednak na częstotliwość ataków Manchesteru United na początku spotkania można uznać, że syreny alarmowe wyły w polu karnym West Hamu przez cały pierwszy kwadrans. Kilka minut później znów uderzał bowiem Garnacho, ale tym razem jego strzał powędrował obok słupka, a niedługo potem z bliskiej odległości w tłoku uderzał Rasmus Hojlund. Tym razem Fabiański musiał interweniować, ale skrócił kąt na tyle, że uniemożliwił Duńczykowi udany strzał. Na koniec tej salwy pierwszego kwadransu nad poprzeczką uderzał Bruno Fernandes.
Wszystkie te sytuacje razem wzięte nie były jednak tak dobre jak ta Diogo Dalota z 32. minuty. Prawy obrońca dostał kapitalne podanie na wolne pole od Fernandesa, nie był na spalonym, a okropny błąd popełnił Fabiański, który wyszedł poza pole karne, ale nie miał szans na uprzedzenie Portugalczyka, więc został przez niego minięty. Zawodnik Czerwonych Diabłów miał przed sobą pustą bramkę i huknął obok niej...
Prowadzenie gościom przed przerwą mógł jeszcze zapewnić Casemiro. Tym razem Fabiański odkupił jednak swoje winy, bo fantastycznie interweniował na linii po strzale głową Brazylijczyka, który doszedł do piłki po dośrodkowaniu z rzutu wolnego z bocznego sektora.
Co z ofensywą Młotów? Do przerwy ciężko było stwierdzić, czy ktoś z tej formacji wyszedł na murawę w barwach West Hamu.
Druga połowa zaczęła się jednak od potrójnej zmiany w ekipie gości, a bezbarwnych Carlosa Solera i Lucasa Paquetę zastąpili Tomas Soucek i Crysencio Summerville. Młoty wyszły też na boisko z zupełnie innym nastawieniem. Grały odważnie, posiadały piłkę, a przez to w akcji częściej oglądaliśmy Andre Onanę, a nie Łukasza Fabiańskiego.
Bardzo aktywny był Mikel Antonio, który rozpychał się w polu karnym i wprowadzał zamieszanie w szykach obronnych Manchesteru United. Reprezentant Jamajki sam próbował pokonać Onanę, a także wystawił piłkę do Emersona, który jednak pomylił się w dogodnej sytuacji.
W 71. minucie zastąpił go za to Danny Ings i już po kilku minutach doświadczony Anglik zapisał na swoim koncie przypadkową asystę. Wszystko zaczęło się od straty piłki przez Garnacho w środkowej części boiska, napędziło to atak West Hamu, który poprowadził Jarrod Bowen, podał on w pole karne do Ingsa, a ten chcąc uderzyć podał do Summerville'a, który zamykał akcję na dalszym słupku i wpakował piłkę do siatki.
Można jednak uznać, że to pobudziło zespół z Old Trafford, bo nagle coraz częściej zaczęło kotłować się pod bramką Fabiańskiego. Wreszcie w 81. minucie goście doprowadzili do wyrównania po akcji na wysokościach, których nie powstydziliłyby się gwiazdy NBA. Dalot odebrał głową wysokie dośrodkowanie na linię końcową, zgrał w światło bramki do Joshuy Zirkzee, a ten także głową podał do stojącego metr od bramki Casemiro, który strzelił... także głową. Fabiański nie miał nic do powiedzenia.
Gdy wydawało sie, że wszystko zmierza w kierunku remisu, do gry wkroczył jednak VAR. Arbitrzy przy monitorach doszukali się bowiem rzutu karnego w sytuacji, którą arbiter główny puścił dalej, a zawodnicy żadnej ze stron nawet nie protestowali. Chodzi o kopnięcie Matthijsa De Ligta w nogę Ingsa. Ostatecznie sędzia główny sam obejrzał powtórkę i wskazał na wapno, co bardzo nie pasowało graczom Czerwonych Diabłów. Po długich naradach piłkę na jedenastym metrze ustawił Bowen i pewnym uderzeniem pokonał Onanę, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 2:1.
Kolejna w tym sezonie porażka Manchesteru United sprawia, że spada on w tabeli Premier League za West Ham i ląduje na 14. miejscu. Po dziewięciu spotkaniach zespół Erika ten Haga ma na koncie tylko 11 punktów.