Kolejna bolesna klęska Manchesteru United na Old Trafford. To koniec Ten Haga?
Już w trzeciej minucie mogliśmy przekonać się, kto dzisiaj czuje się na murawie Old Trafford lepiej. Marcus Rashford stracił piłkę na rzecz Micky'ego van de Vena jeszcze na swojej połowie, a Holender, który należy do najszybszych piłkarzy na świecie, zobaczył przed sobą wolny korytarz i wbiegł w niego na pełnej prędkości. Gdzie skończył swój rajd? Na bandzie reklamowej za bramką Andre Onany. Zanim się tam jednak znalazł zdążył dograć wzdłuż bramki do Brennana Johnsona, a ten otworzył wynik spotkania.
Kolejne minuty tylko udowadniały, że Manchester United nie tworzy dzisiaj jedności, a jego piłkarze są bezradni i zagubieni. Można było przekonać się o tym chociażby wtedy, gdy po kilku minutach od strzelenia bramki Johnson znów groźnie uderzył, a tym razem piłka po jego strzale odbiła się od słupka.
Co prawda Czerwone Diałby próbowały odgryzać się w pojedynczych akcjach, w których znajdowały się na połowie Tottenhamu i Joshua Zirkzee miał całkiem niezłą okazję, którą powstrzymał świetną interwencją bramkarz Kogutów, ale jednak goście odpowiadali akrobatycznym strzałem z bliskiej odległości Cristiana Romero, który minimalnie minął słupek bramki, a także rajdem przez kilkadziesiąt metrów Timo Wernera, który jednak nie potrafił w sytuacji sam na sam pokonać Onany.
Mimo wielkiej przewagi optycznej Tottenhamu, gospodarze mogli jednak do przerwy remisować, bo w końcówce pierwszej połowy bardzo groźny strzał z woleja z kilku metrów oddał Alejandro Garnacho. Bramkarz Spurs mógłby mieć z nim problem, ale nie musiał się tym martwić, bo ostatecznie piłka uderzyła tylko w słupek.
Na przerwę gospodarze schodzili jednak w fatalnych humorach nie tylko z uwagi na wynik. W 42. minucie Bruno Fernandes wszedł bowiem wślizgiem z wysoko uniesioną nogą w Jamesa Maddisona, a sędzia zdecydował się być bezwględny i pokazał kapitanowi Manchesteru United bezpośrednią czerwoną kartkę. A to oznaczało, że całą drugą połowę Spurs będą mieć przewagę jednego zawodnika.
I tak się składa, że wykorzystali ją już w dwie minuty po wznownieniu gry. Prawą stroną pomknął bardzo aktywny dziś Johnson, będąc już w polu bramkowym odegrał piłkę do Dejana Kulusevskiego, a ten subtelnym lobem z bliskiej odległości pokonał Onanę i dał swojemu zespołowi komfortowe dwubramkowe prowadzenie. Bramka była wisienką na torcie świetnego występu Szweda dzisiejszego popołudnia.
Dość niespodziewanie wówczas do głosu doszli gospodarze, którzy musieli wysłuchiwać od fanów Spurs przyśpiewki o zbliżającym się zwolnieniu Erika Ten Haga. Być może chcąc wstawić się za swoim menedżerem, Czerwone Diabły ruszyły do ataków, ale ich próby kończyły co najwyżej w rękach Guglielmo Vicario.
Kilka razy gracze gospodarzy domagali się rzutu karnego po zamieszniach w polu karnym i ewentualnych zagraniach piłki ręką przez obrońców Tottenhamu, ale arbiter niczego takiego się nie dopatrzył. Chwilę później blisko zdobycia bramki był niespodziewanie Casemiro, ale jego strzał z ostrego kąta minął bramkę Włocha.
Gdy gospodarze się już wyszumieli, grający w przewadze zawodnicy Tottenhamu postanowili zupełnie zamknąć mecz. Ange Postecoglou zdecydował się na kilka zmian i wpuszczenie młodych zawodników. Od razu po przeprowadzonej zmianie 18-letni Lucas Bergvall dosrodkował z rzutu rożnego na głowę Pape Matar Sarra, ten zgrał futbolówkę bliżej bramki, gdzie nogę dostawił Dominic Solanke, który doprowadził do wyniku 3:0.
Angielskie media w jutrzejszych tytułach na pewno nie omieszkają przypomnieć, że to już druga druzgocąca porażka Manchesteru United w tym sezonie. Po bolesnej porażce 0:3 z Liverpoolem, przyszła lekcja od innego klubu z górnej połowy tabeli Premier League. Bardzo możliwe, że już niedługo na Old Trafford dojdzie do dużych zmian, których na stanowisku może nie przetrwać Erik Ten Hag.