Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Pierwszy piątek z Ekstraklasą 24/25: Neugebauer zaskoczył Śląsk, Jagiellonia robi swoje

Michał Karaś
Zaktualizowany
Pierwszy piątek z Ekstraklasą 24/25: Jagiellonia lepsza od Puszczy, jak będzie we Wrocławiu?
Pierwszy piątek z Ekstraklasą 24/25: Jagiellonia lepsza od Puszczy, jak będzie we Wrocławiu?Profimedia
Sezon 24/25 nie zaczął się widowiskowo. Dopiero końcówka meczu Jagiellonii z Puszczą dała przełamanie impasu, a autorem kluczowej bramki okazał się Nene.

Wróciła! Ekstraklasa rozpoczyna sezon 2024/25 już 19 lipca, a przywilej gry pierwszego dnia sezonu otrzymali mistrz i wicemistrz, obaj z nominalnie znacząco słabszymi rywalami. Do Białegostoku pojechała przebudowana Puszcza Niepołomice, z kolei do stolicy Dolnego Śląska zawitał beniaminek, Lechia Gdańsk.

Jagiellonia Białystok – Puszcza Niepołomice (1:0)

Duma Podlasia słynąca z ofensywy, Żubry z dyscypliny i stałych fragmentów. Ale to było jeszcze w poprzednim sezonie, w tym swoje oblicze obie drużyny prezentowały po raz pierwszy. Jagiellonia zaczęła bardzo agresywnie, niesiona dopingiem prawie pełnego stadionu i świadoma skali oczekiwań po zdobyciu tytułu. Długo jednak ataki miejscowych rozbijały się w ostatniej tercji boiska. Gorąco zrobiło się dopiero po 12 minutach, gdy piłka po zagraniu piętką przez Kubickiego obiła słupek. Kolejne fragmenty przyniosły z kolei seryjnie wykonywane stałe fragmenty Puszczy i również goście mieli swoje okazje. 

Kontrola gry przez Jagę nie podlegała najmniejszej wątpliwości, a niepołomiczanie zadowalali się wybijaniem gospodarzy z rytmu, obroną i czekaniem na swoją okazję. Gdy w 33. minucie Pululu huknął z półobrotu, obecność Siplaka nie dała mu uderzyć celnie. Kewin Komar w bramce Puszczy był testowany kilkakrotnie i z różnych pozycji, ale wychodził obronną ręką za każdym razem i do przerwy gola nie było.

Wraz z powrotem do gry zobaczyliśmy nieco inny obraz gry. Boksująca w miejscu Jagiellonia napotkała na dodatkowy opór Puszczy, której piłkarze zaczęli coraz odważniej wychodzić do przodu. Pachniało nawet rzutem karnym, ale długa analiza VAR nie dała Puszczy radości. Moment później bliskim sprawienia sensacji był Jin-Hyun Lee – zmiennik ośmieszył defensywę Jagi odbiorem piłki i huknął w poprzeczkę. Dobijał Jakub Serafin i Sławomir Abramowicz musiał wykazać się wielkim refleksem. Zamiast przybliżać się do zwycięstwa, Jagiellonia zdawała się coraz bardziej niepewna w grze i to Żubry z niesamowitym Lee długo wyglądały na solidniejszą z ekip.

Dopiero w ostatni kwadrans Duma Podlasia weszła na sportowej złości, za co w dużej mierze odpowiadali wprowadzeni z ławki Nene i Villar. Właśnie oni okazali się głównymi bohaterami decydującej akcji, w której Villar popędził lewą stroną i dograł przed pole karne do Nene, a ten w swoim stylu pokonał Komara. Bramkarz zaliczył błąd, ale dla szalejącego z radości stadionu to nie miało znaczenia. Najwyraźniej Adrian Siemieniec nie był usatysfakcjonowany, ponieważ wprowadził jeszcze Lamine’a Diaby-Fatigę, z którym rywale kompletnie sobie nie radzili. I już w 98. minucie zmiennik dołożył drugiego gola, na którego absolutnie zasłużył.

Liczby meczu Jagiellonia - Puszcza
Liczby meczu Jagiellonia - PuszczaFlashscore

Śląsk Wrocław – Lechia Gdańsk (1:1)

Na trybunach mecz wielkiej przyjaźni, na boisku mecz wielu znaków zapytania. Czy najsilniejszy – nominalnie – z beniaminków zaprezentuje poziom zdolny zagrozić wicemistrzom Polski? A czy Śląsk bez Erika Exposito nawiąże do świetnego minionego sezonu? Obie drużyny rzuciły się do udzielenia odpowiedzi od pierwszych sekund, rozgrywając równorzędny i atrakcyjny pojedynek. Dla Lechii mógł strzelić D’Arrigo, po drugiej stronie Żukowski i dobijający Samiec-Talar. Gol padł w 12. minucie, za to w bardzo nieoczekiwany sposób. Simeon Petrow popełnił błąd i oddał piłkę Neugebauerowi, a ten z prawie 50 metrów uderzył na bramkę, korzystając z wysunięcia Leszczyńskiego.

Wyjątkowo młoda wiekiem, drużyna Lechii pokazała nie tylko młodzieńczą radość z gry, ale i dojrzałość. Potrafiła długo utrzymywać się przy piłce, gdy to było konieczne, doskakiwać natychmiast z pressingiem i pozwolić Śląskowi grać, póki nie stwarzał większego zagrożenia. A WKS Jacka Magiery nie potrafił długo odpowiedzieć na straconą bramkę. Do końca pierwszej połowy wrocławianie walczyli, tyle że albo zawodził ostatni kontakt, albo jak ściana w bramce Lechii wyrastał Bohdan Sarnawski. Gdańszczanie zapracowali na utrzymanie prowadzenia.

Bezbłędny do przerwy, Sarnawski mógł stać się antybohaterem Lechii pięć minut po wznowieniu gry, kiedy postanowił wejść z piłkę pomiędzy dwóch Wojskowych. Stracił ją, a Samiec-Talar strzelił na pustą bramkę. Niestety dla niego, uderzenie było na tyle słabe, że Chindris wybił piłkę z linii, później jeszcze parokrotnie ratując kolegów. Przewaga wicemistrzów Polski wydawała się stale rosnąć i brakowało tylko… Erika Exposito. Nie miał kto wykończyć, celnie uderzyć, rozegranie piłki wokół pola karnego Lechii czasami trwało stanowczo za długo i nawet prezenty słabnącej defensywy gdańszczan nie były wykorzystywane. 

Gęste opary pirotechniki przysłoniły nieco bezradność ofensywną WKS-u, choć podopieczni Magiery nie ustawali w swoich wysiłkach. Chyba najlepszą okazję miał Nahuel Leiva tuż po upływie 90. minuty – z ok. 20 metrów przymierzył prawie w okienko i właśnie to „prawie” dało szansę Sarnawskiemu, który wykonał doskonałą paradę. Czystego konta jednak nie zachował – w kolejnej akcji kompletnie niekryty Aleks Petkow uderzył. Nie trafił dobrze w piłkę, ale dograł ją do wbiegającego Guercio i ten głową zaskoczył bramkarza! Końcowe minuty były wyjątkowo emocjonujące, ale - jak na mecz przyjaźni przystało - drużyny podzieliły się punktami.

Liczby meczu Śląska z Lechią
Liczby meczu Śląska z LechiąFlashscore