Piątek z Ekstraklasą: Imponujący triumf Radomiaka w derbach z Koroną, Pogoń pokonała Legię
Pogoń Szczecin - Legia Warszawa (1:0)
Spotkanie na szczycie tabeli od początku układało się po myśli Portowców, którzy konsekwentnie budowali swoją przewagę. Gospodarze częściej utrzymywali się przy piłce i regularnie przedostawali się pod pole karne rywali, ale tam brakowało im skuteczności. Tak było choćby w przypadku Efthymiosa Koulourisa, który pierwszą okazję zmarnował już w trzeciej minucie, kiedy z bliskiej odległości główkował tuż obok słupka. Z kolei w 25. minucie przejął podanie na środku pola karnego, ale z kilku metrów uderzył nad poprzeczką. Goście wciąż jednak byli spychani do obrony, a ozdobą spotkania były pojedynki dwóch byłych reprezentantów Polski - Kamila Grosickiego i próbującego powstrzymać go Artura Jędrzejczyka.
Sporo emocji zapewnił początek drugiej połowy. Najpierw świetną okazję na otwarcie wyniku miał Vahan Bichakhchyan. Ormianin, który w meczu Ligi Narodów pokonał bramkarza Łotwy, oddał mocny strzał, ale w ostatniej chwili ofiarną interwencją tor lotu piłki zmienił popularny "Jędza". Chwilę później po błędzie defensywy Pogoni na środku boiska futbolówkę przejął Marc Gual, ale tuż przed bramką piłkę spod nóg wygarnął mu Leonardo Koutris.
Widząc tę nieporadność trener Robert Kolendowicz postanowił reagować, dokonując zmian. W 63. minucie na boisku pojawił się Alexander Gorgon. Szybko okazało się, że była to doskonała decyzja, gdyż pięć minut później pomocnik wykorzystał dalekie podanie od Grosickiego i mocnym, a przy tym precyzyjnym strzałem sprzed pola karnego pokonał Kacpra Tobiasza. Po chwili w dogodnej sytuacji znalazł się sam podający, ale przegrał pojedynek z bramkarzem.
Podopieczni Goncalo Feio rzucili się do odrabiania strat i praktycznie do końca spotkania nie opuszczali połowy rywali. Najlepszą okazję miał Ruben Vinagre, ale tuż przed strzałem uprzedził go Benedikt Zech. Mimo wszelkich wysiłków nie udało im się doprowadzić do wyrównania, co sprawiło, że Portowcy przeskoczyli Wojskowych w tabeli, zajmując drugie miejsce.
Radomiak Radom - Korona Kielce (4:0)
Gospodarze spotkania w Radomiu w tym sezonie grają w gratkę, a w zasadzie od skrajności do skrajności. Jako jedna z dwóch ekip, oprócz Jagiellonii, nie miała jeszcze na swoim koncie remisu. W sobotnim spotkaniu szybko zaprezentowała swoje lepsze oblicze, zdobywając prowadzenie już w siódmej minucie gry.
Wówczas po teoretycznie niezbyt groźnym zagraniu ze środka pola Pau Resta nie porozumiał się z bramkarzem Xavierem Dziekońskim, a z ich błędu skorzystał Leonardo Rocha. Minęła dosłownie chwila, a podopieczni Bruno Baltazara wygrywali już dwoma golami. W jednej z kolejnych akcji Michał Kaput posłał idealne podanie w pole karne do Peglowa. Brazylijczyk źle przyjął piłkę i wydawało się, że zmarnuje całą sytuację, ale błyskawicznie naprawił niepowodzenie fantastycznym lobem, podwyższając tym samym prowadzenie Zielonych.
Gospodarze dominowali przez całą pierwszą połowę i z takim samym nastawieniem rozpoczęli drugą. Wystarczyły dwie minuty, aby do siatki ponownie trafił Leonardo Rocha, podwyższając prowadzenie na 3:0. Chwilę później po strzale Peglowa podopiecznych Jacka Zielińskiego uratował słupek.
Przy takim wyniku zawodnicy Radomiaka mogli zmniejszyć tempo, kontrolując przebieg spotkania i czekając na ruch rywala, a przy tym okazję do kontrataku. I właśnie po takiej akcji padł kolejny gol Rochy, którym dzięki niemu skompletował hat-tricka. Przewaga gospodarzy nie podlegała żadnej dyskusji aż do ostatniego gwizdka sędziego. Po nim gracze z Radomia ruszyli pod trybuny, by radować się z kibicami - w końcu ich ekipa nie tylko odniosła imponujące zwycięstwo z lokalnym rywalem, ale i przeskoczyła go w tabeli.