Niedziela z Ekstraklasą: Legia zdemolowała GKS, cenne triumfy Jagi i Górnika
Legia Warszawa – GKS Katowice (4:1)
Gospodarze i goście wyszli na boisku po seriach trzech meczów bez porażki. Więcej punktów wycisnęła w nich GieKSa (siedem przy pięciu Legii) i tym bardziej Wojskowi musieli walczyć o pełną pulę. Rozczarowujące wyniki w Ekstraklasie wymagają poprawy na wczoraj, tymczasem gospodarze przy Łazienkowskiej pozwolili Adamowi Zrelakowi oddać celny strzał w 10. minucie. Chwilę później uderzał Adrian Błąd. Obaj strzelali z ostrego kąta i Kacper Tobiasz wybijał piłkę, ale miał sporo do powiedzenia kolegom. Najwyraźniej nie podziałało, ponieważ po rzucie rożnym w 25. minucie Adam Zrelak główką pod dalszym słupkiem dał gościom prowadzenie.
Dopiero strata bramki pobudziła Wojskowych i zareagowali niemal modelowo. Jeden z pierwszych ataków po bramce Zrelaka zakończył się wyrównaniem, gdy piłka od Pankova trafiła do Morishity na lewej stronie, a ten znalazł Kapuadiego przed bramką. Japończyk na 10 minut przed końcem pierwszej połowy uderzał też sam na bramkę, ale Kudła był na posterunku. Gdy pierwsze 45 mijało, ostatnia kontra Legii pozwoliła objąć prowadzenie. Vinagre znalazł wchodzącego z prawej Chodynę, a ten zmieścił piłkę pod pachą interweniującego Kudły.
Gdy tylko wrócili na boisko, legioniści rzucili się do szukania kolejnej bramki i tylko sam Kacper Chodyna wie, jak mógł nie trafić z dwóch metrów po świetnym podaniu Guala z 49. minuty. Pomimo rosnącej przewagi Wojskowych, wynik nie chciał drgnąć. Z pomocą przyszły okoliczności, gdy w 61. minucie niefortunny kontakt z piłką Arkadiusza Jędrycha skończył się golem samobójczym. Ta sytuacja ostatecznie zamknęła kwestię wyniku, Wojskowi mogli dalej naciskać na katowiczan i robili to ze sporym apetytem. W 65. minucie Rafał Augustyniak ruszył środkiem z piłką i uderzył zza obrońców. Jeden z nich przypadkiem zmienił tor lotu i ułatwił zdobycie gola na 4:1. Parę minut później próba z dystansu Morishity obiła poprzeczkę, piłka częściowo wpadła za linię i wypadła z powrotem na boisko.
Nerwowe próby wyprowadzenia ciosu przez GKS kończyły się bez powodzenia, a Legia – nawet po komplecie pięciu zmian – szukała piątej bramki. Tomas Pekhart myślał w 82. minucie, że gol przypadnie w udziale właśnie jemu, ale po pokonaniu Kudły zobaczył uniesioną chorągiewkę liniowego.
Widzew Łódź – Górnik Zabrze (0:2)
Obie drużyny przed rozpoczęciem niedzielnego spotkania dzielił niewielki dystans w tabeli ligowej, co zwiastowało nam niezwykle wyrównane spotkanie. Początek meczu był jednak rozgrywany w spokojnej atmosferze i w pierwszych 20 minutach nie byliśmy świadkami żadnej klarownej sytuacji podbramkowej. Dość powiedzieć, że pierwszy celny strzał miał miejsce dopiero w 24. minucie spotkania, kiedy to Lirim Kastrati uderzył z dystansu, jednak Michał Szromnik był na posterunku. W 26. minucie powinno być jednak 1:0 dla Górnika. Taofeek Ismaheel przeprowadził efektowną, indywidualną akcję. Kiedy wydawało się, że piłka zatrzepocze w siatce, z linii bramkowej wybił ją jednak Mateusz Żyro.
W 32. minucie Górnik dopiął swego. Kamil Lukoszek wykorzystał dobre podanie Lukasa Ambrosa i pokonał Rafała Gikiewicza. Zawodnik z Zabrza znajdował się jednak na spalonym, przez co VAR, po krótkiej analizie, nie mógł uznać tego trafienia. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 38. minucie gola a'la stadiony świata zdobył Damian Rasak! Zawodnik Górnika cudownym strzałem z woleja wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Do końca pierwszej połowy wynik już się nie zmienił, dzięki czemu zabrzanie zeszli na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem.
Druga połowa rozpoczęła się bardziej energicznie, niż pierwsza. Już w 51. minucie Luka Zahović był bliski pokonania Rafała Gikiewicza, jednak futbolówka po jego uderzeniu trafiła tylko w słupek. W 57. minucie ręką w polu karnym zagrał Juljan Shehu i arbiter nie miał wyjścia - musiał wskazać na jedenasty metr. Do piłki podszedł Luka Zahović. Jego intencje co prawda wyczuł Gikiewicz, jednak siła uderzenia była na tyle wysoka, że zabrzanie podwyższyli prowadzenie na 2:0.
W 67. minucie Widzew był blisko bramki kontaktowej. Uderzenie Frana Alvareza minęło jednak nieznacznie słupek bramki Górnika. Podopieczni Daniela Myśliwca do samego końca nie składali broni, jednak w ich próbach brakowało dokładności. Tak było zarówno w 81. minucie przy strzale Saida Hamulicia, jak i pięć minut później, kiedy to ten sam zawodnik próbował zaskoczyć rywali. Ostatecznie Górnik pokonał Widzew na wyjeździe 2:0 i dopisał do swojego konta ważne trzy punkty.
Jagiellonia Białystok – Korona Kielce (3:1)
Jagiellonia do niedzielnego meczu z Koroną Kielce przystępowała w pozycji faworyta. Podopieczni Adriana Siemieńca mogli odczuwać zmęczenie po czwartkowym meczu w Lidze Konferencji, jednak mimo tego chcieli na własnym boisku sięgnąć po komplet oczek z niżej notowanym rywalem. Początek spotkania rozpoczął się w sposób wymarzony dla Jagiellonii. Już w 10. minucie rywalizacji wynik otworzył bowiem Nene, który z szesnastu metrów uderzył z dystansu. Piłka po drodze odbiła się od Pau Resty, co doszczętnie zmyliło Xaviera Dziekońskiego, uniemożliwiając mu skuteczną interwencję.
Pięć minut później piłkę do siatki skierował Adrian Dalmau, jednak sędzia dopatrzył się pozycji spalonej, co potwierdziła analiza VAR. W 18. minucie meczu z dystansu huknął Miłosz Trojak, jednak przy jego uderzeniu kapitalnie interweniował Abramowicz, ratując swój zespół przed stratą gola. W 28. minucie powinno być już 2:0 dla Jagiellonii. Świetną akcję przeprowadził Michal Sacek, który dograł do Jesusa Imaza. Hiszpański zawodnik znalazł się sam na sam z bramkarzem Korony, jednak nie był w stanie go pokonać, przez co wynik pozostał bez zmian. Jesus Imaz miał kolejną okazję w 44. minucie spotkania, ale wówczas jego uderzenie z ostrego kąta zostało zablokowane. Tym samym obie ekipy zeszły do szatni z wynikiem 1:0 dla Jagielloniii.
Druga odsłona kapitalnie rozpoczęła się dla Korony Kielce. Adrian Dalmau tym razem dopiął swego, uderzając precyzyjnie głową z najbliższej odległości. Warto odnotować w tym miejscu niezwykle precyzyjne dośrodkowanie Pięczka, który dopisał do swojego konta asystę. Na odpowiedź Jagiellonii nie musieliśmy długo czekać. Już minutę później Jesus Imaz zdobył upragnionego gola w tym meczu. Hiszpan wykorzystał długie podanie od Diegueza i tym razem nie pomylił się w sytuacji "oko w oko" z bramkarzem.
Początek drugiej połowy przyniósł nam zatem masę emocji. Na kolejną godną uwagi akcję musieliśmy jednak czekać do 67. minuty. Wówczas świetny uderzenie oddał Curlinov, który niezwykle precyzyjnym strzałem z dystansu uderzył nie do obrony dla Dziekońskiego, podwyższając wynik na 3:1. W końcówce tempo meczu znacznie się uspokoiło i nie oglądaliśmy już dogodnych sytuacji po żadnej ze stron. Ostatecznie Jagiellonia po dobrym spotkaniu i emocjonującym początku drugiej odsłony, pokonała rywala 3:1 i dopisała ważne trzy punkty do swojego konta.
Stal Mielec – Zagłębie Lubin (2:1)
Trudno zareklamować mecz Mielca z Lubinem jako szlagier niedzieli, ale pierwsza połowa mimo wszystko rozczarowała. Inicjatywa bezsprzecznie należała do Stali Mielec, która pod wodzą trenera Niedźwiedzia gra efektowniej, tyle że skuteczność wciąż pozostawia sporo do życzenia. Zagłębie sprawiało z kolei wrażenie, jakby nie przestawiło się na czas zimowy – w pierwszej połowie nie miało z gry prawie nic. Dopiero w 25. minucie Adam Radwański oddał strzał w kierunku Mądrzyka, ale piłka poleciała nad poprzeczką. I tyle było godnych wzmianki akcji Miedziowych, za to Stal w końcu otworzyła wynik, choć w bólach, dosłownie. W 30. minucie Krystian Getinger nurkował do główki. Posłał piłkę poza bramkę, ale dostał też w twarz butem od Bartłomieja Kłudki. VAR to dostrzegł, a karnego na gola zamienił pewnie Piotr Wlazło.
Trener Włodarski musiał potrząsnąć swoimi zawodnikami w przerwie i chyba to zrobił, ponieważ wkrótce po powrocie Zagłębie wyrównało. W 51. minucie do wrzutki z rzutu wolnego wyskoczył świetnie Aleks Ławniczak. Jego główka poleciała w słupek, ale do powracającej piłki doskoczył Wdowiak i nie dał szans Mądrzykowi. Odpowiedzi szukał 5 minut później Getinger i był o włos od gola, jego uderzenie z pola karnego nieznacznie minęło słupek. Jak strzelać pod lewy słupek pokazał mu nieoczekiwanie Marvin Senger moment później. Obrońca nie wchodził w szesnastkę, lecz z 20 metrów huknął poza zasięgiem Dominika Hładuna! Ba, przed upływem 70. minuty mógł mieć i hat-trick, ponieważ jeszcze dwukrotnie próbował i był bliski powodzenia.
Stal wyraźnie odzyskała kontrolę i wydawała się iść po zwycięstwo, ale w 75. minucie Wlazło faulował Grzybka, gdy ten z piłką minął już golkipera Stali. Efekt to czerwona kartka i trudne do obrony uderzenie po rzucie wolnym, ale udało się obronić prowadzenie. Nie poszło przy pierwszym stałym fragmencie, za to Miedziowi zdołali wyrównać w 83. minucie po wrzucie z autu, gdy krycie Dąbrowskiego i Wdowiaka kompletnie zawiodło. Pierwszy wrzucał na głowę drugiego, a ten ponownie świetnie uderzył do bramki. Zapowiadało się murowanie mieleckiej bramki, tymczasem w doliczonym czasie Getinger był o włos od gola dla Stali bezpośrednio z rzutu rożnego. Ostatnim akcentem był niecelny strzał Dąbrowskiego, po którym oba zespoły musiały zadowolić się jednym punktem.