Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Niedziela z Ekstraklasą: Lech demoluje Legię, koncert Afonso Sousy w Poznaniu

Flashscore
Zaktualizowany
Niedziela z Ekstraklasą: Jaga remisuje z Rakowem po kontrowersjach, Lech demoluje Legię
Niedziela z Ekstraklasą: Jaga remisuje z Rakowem po kontrowersjach, Lech demoluje LegięČTK / imago sportfotodienst / JAKUB PIASECKI/ CYFRASPORT
Bezradna Puszcza oddala się od utrzymania w lidze, w niedzielę poległa w Mielcu. Po pierwszym daniu czekała nas uczta z udziałem ścisłej czołówki Ekstraklasy. Jagiellonia i Raków podzielili się jednak punktami. Na koniec niedzieli z Ekstraklasą, Lech Poznań zdemolował Legię Warszawa 5:2!

Lech Poznań - Legia Warszawa (5:2)

Mecze Lecha Poznań z Legią Warszawa zawsze budzą ogromne emocje. Spotkanie tych ekip nie bez powodu nazywane jest przecież "derbami Polski". Emocji nie brakowało także podczas niedzielnego spotkania. Ledwo wygodnie rozsiedliśmy się w fotelach, a Lech już w 5. minucie rywalizacji wyszedł na prowadzenie za sprawą Aliego Gholizadeha. Piłkarz Lecha dobił uderzenie Walemarka i już w początkowej fazie konfrontacji wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie! 

Po tej bramce mecz się wyrównał, a obie ekipy na zmianę próbowały szczęścia pod swoimi bramkami. Kolejną dobrą okazję miał Walemark, ale ponownie musiał uznać wyższość Gabriela Kobylaka. Jako że niewykorzystane lubią się mścić, w 29. minucie meczu było już 1:1. Luquinhas kapitalnie dośrodkował piłkę w pole karne, gdzie na futbolówkę czekał Marc Gual. Hiszpan precyzyjnie uderzył piłkę głową, nie dając szans Mrozkowi na skuteczną interwencję, doprowadzając do remisu. 

Wydawało się, że Legioniści po tym trafieniu nabiorą wiatru w żagle. Wtedy z pomocą przyszli... fani "Kolejorza", którzy odpalili race i mecz został na kilka minut przerwany. Przerwa podziałała jak płachta na byka na zawodników Lecha. Najpierw w 37. minucie Patrik Walemark oddał kolejny strzał na bramkę Legii, ale Kobylak był górą. Chwilę później bramkarz Legii nie miał już nic do powiedzenia. Afonso Sousa mocno uderzył na bramkę klubu z Warszawy. Kobylak odbił strzał, ale na dobitkę czekał już Antoni Kozubal i młody piłkarz Lecha wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie 2:1! Ależ spotkanie.

Do końca pierwszej połowy wydawało się, że wynik rywalizacji już się nie zmieni. Nic bardziej mylnego. W końcówce ręką zagrał Afonso Sousa, a Szymon Marciniak po analizie VAR wskazał na jedenasty metr! Do rzutu karnego podszedł Rafał Augustyniak i ze stoickim spokojem doprowadził do wyrównania, ustalając wynik do końca pierwszej połowy.

Mogło wydawać się, że druga połowa nie ma prawa przebić pierwszej pod względem emocji. Otóż, takie myślenie było błędne. Już w 50. minucie spotkania na nowo rozkoszowaliśmy się tym spotkaniem. Ali Gholizadeh rozegrał świetną dwójkową akcję z Afonso Sousą, a ten wyprowadził Lecha na prowadzenie 3:2! Legioniści ledwo zdołali podnieść się po tym trafieniu, a już dostali kolejnego "gonga". W 59. minucie skrzydłem urwał się bowiem Joel Pereira, a jego dośrodkowanie na gola zamienił nie kto inny jak diabelnie skuteczny Mikael Ishak.

Legia długo nie mogła się otrząsnąć po dwóch straconych bramkach w drugiej połowie. Dopiero w 67. minucie Ruben Vinagre dał sygnał do ataku, uderzając z okolic jedenastego metra. Jego próbę obronił jednak Bartosz Mrozek. W 69. minucie było już po meczu. Antoni Kozubal ruszył prawą stroną boiska. Młody gracz Lecha dojrzał w polu karnym Afonso Sousę, a temu nie pozostało nic innego, jak podwyższyć prowadzenie na 5:2. Nokaut w Poznaniu stał się tym samym faktem, bowiem do końcowego gwizdka wynik już się nie zmienił. Co za mecz, co za widowisko w stolicy Wielkopolski!

Statystyki z meczu Lech Poznań - Legia Warszawa
Statystyki z meczu Lech Poznań - Legia WarszawaFlashscore

Jagiellonia Białystok - Raków Częstochowa (2:2)

Jedna z najskuteczniejszych ofensyw Ekstraklasy w sobotę mierzyła się z najlepszą obroną. Mistrz podejmował u siebie tego poprzedniego w klasycznym starciu o sześć punktów, które wypełniło stadion przy Słonecznej prawie do ostatniego miejsca. Zanim spotkanie zdążyło dobrze się rozpocząć, doszło do wyjątkowo kontrowersyjnego zdarzenia. Po dwóch minutach gry Michael Ameyaw padł wchodząc w pole karne, zahaczył o nogę Diegueza. Powtórki jasno pokazały, że zawodnik szukał karnego, a mimo to VAR wydawał się podtrzymać decyzję Jarosława Przybyła (jak się później okazało, monitory VAR... nie działały i analizy nie było). Karnego na gola zamienił doskonale Ivi Lopez, a Raków raz uzyskanego prowadzenia wypuszczać nie zwykł. 

Dokładnie tak wyglądało ponad 40 kolejnych minut pierwszej połowy. Medaliki zostały z jednym strzałem, za to w obronie były bezbłędne. Dominacja w rozgrywaniu piłki i kolejne ataki Dumy Podlasia kończyły się niepowodzeniem, a za – o ironio – upadek w polu karnym Afimico Pululu zarobił żółtą kartkę, która eliminuje go z kolejnego meczu. Ba, w doliczonym czasie padał w polu karnym po popchnięciu przez Rodina i pachniało kolejną trudną decyzją. Ale ani karnego, ani drugiej żółtej kartki dla Angolczyka nie było - sygnalizacja spalonego (błędna) zamknęła temat.

Po powrocie do gry Medaliki sprawiały wrażenie, jakby wstyd im było, że poza karnym nie oddali celnego strzału. W 10 minut goście przeprowadzili pięć ataków, ale wszystkie strzały szły daleko od bramki Abramowicza. Dopiero w 57. minucie Jean Carlos Silva huknął zza obrońców i rykoszet od Diegueza o mały włos nie zmylił Abramowicza, który wybił piłkę. W odpowiedzi przyszła niezła główka Imaza, tyle że zbyt blisko Trelowskiego przy bliższym słupku, by ten przepuścił piłkę. Temperatura meczu już tylko rosła, gdy Hansen z wolnego posłał piłkę prawie w okienko. O to „prawie” lepszy był Trelowski w błyskawicznej paradzie. O biciu głową w mur Rakowa mowy jednak nie było, po prostopadłym podaniu od Diaby-Fadigi Jesus Imaz pod bramką oddał potężny strzał, po którym trybuny wybuchły. Remis nikogo zdawał się nie satysfakcjonować, a gospodarze byli bliżej prowadzenia, gdy Pululu z ostrego kąta dał się zatrzymać nodze Trelowskiego.

Nieoczekiwanie, rzut wolny Rakowa z 88. minuty skończył się świetnym skokiem Zorana Arsenicia do główki i Chorwat zdobył gola potencjalnie na wagę zwycięstwa. By się w tym upewnić, Raków ruszył do wysokiego pressingu, by odciąć gospodarzy od szans na drugie wyrównanie. Joao Moutinho w 93. minucie dał się zatrzymać świetnymu Trelowskiemu, moment później Pululu głową był o włos od gola, ale Stratos Svarnas zatrzymał strzał ręką. Karny? Tym razem VAR przyznał rację Jagiellonii, na co Gustav Berggren zareagował... rozkopywaniem wapna na 11. metrze i wyleciał z boiska. Afimico Pululu podszedł i ze spokojem pokonał Trelowskiego już w 102. minucie.

Statystyki po meczu Jagiellonia - Raków
Statystyki po meczu Jagiellonia - RakówFlashscore

Stal Mielec - Puszcza Niepołomice (2:0)

Mielec w niedzielne południe nie brzmi jak najbardziej ekscytujące miejsce w światowym futbolu. Jednak gospodarze w meczu z rywalem w walce o utrzymanie zamierzali pokazać, że warto ich oglądać. Bardzo szybko zaczęli szturmować tercję defensywną Żubrów i po 5 minutach Robert Dadok dostał doskonałą piłkę przed bramką i powinien był otworzyć wynik. Posłał piłkę w rękawice Kewina Komara. Jeszcze przed upływem 10 minut Matthew Guillaumier huknął w poprzeczkę przy spojeniu i… niemal w to samo miejsce uderzył ponownie w 28 minucie! Sam nie mógł uwierzyć. Sytuacje mnożyły się też jego kolegom, ale albo czujny był Komar (jak przy główce Wolsztyńskiego z 36. minuty), albo gospodarze nie uderzali celnie. 

A Puszcza? Poza jednym uderzeniem w rękawice Mądrzyka pod koniec połowy nie istniała w ofensywie. W szatni zawodnicy Żubrów musieli dostać burę, ponieważ po wyjściu Jin-Hyun Lee stworzył faktyczne zagrożenie pod bramką Stali. Na celny strzał przyszło czekać prawie kwadrans, ale główka Sengera wylądowała w rękawicach Komara. Obraz gry ponownie zmierzał ku kompletnej dominacji Stali, co dało owoce w 67. minucie. Wówczas Illa Szkuryn położył Komara i wepchnął piłkę. Gol może wątpliwej urody, ale ogromnej wartości – i dla Białorusina, i dla mielczan to cenne przełamanie. Trener Tułacz zareagował trzema zmianami, ale chyba za późno. Gdy tylko Wojciech Hajda wbiegł na murawę, kolejny atak Stali podwoił prowadzenie. Z prawej dogrywał Dadok, a Szkuryn tym razem podciął sprytnie nad Komarem. Mielczanie mieli komfortowy bufor, a Żubry pozostawały bez celnego uderzenia po przerwie i tej statystyki nie poprawiły. Wygrana nie pomoże Stali awansować, ale jej przewaga nad strefą spadkową rośnie, a strata do rywali stopniała do jednego oczka.

Statystyki meczu Stal - Puszcza
Statystyki meczu Stal - PuszczaFlashscore