Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Niedziela z Ekstraklasą: Jagiellonia przełamuje niemoc, choć w męczarniach

Flashscore
Zaktualizowany
Niedziela z Ekstraklasą: Zabrze zdobyte, Lechia wygrywa pierwszy mecz w sezonie
Niedziela z Ekstraklasą: Zabrze zdobyte, Lechia wygrywa pierwszy mecz w sezonieMichal Kosc / PressFocus / Profimedia
Górnik Zabrze drugi raz z rzędu przegrał w stosunku 2:3 i tym razem zapewnił gdańszczanom pierwszy triumf po powrocie do Ekstraklasy. W drugim meczu Legia i Motor doprowadziły do strzelaniny, którą oglądało się jak dobry film. Hitowo zapowiadał się pojedynek Pogoni ze zduszonym początkowo Śląskiem Wrocław i nie zawiódł - piłkarze przebili warszawski mecz wynikiem 5:3. Kolejkę zakończyła walka Jagiellonii z Widzewem. Tylko 1:0, a jednak mistrzowie Polski kończą passę porażek.

Jagiellonia Białystok - Widzew Łódź (1:0)

Sześć porażek z rzędu i aż 19 goli straconych to katastrofalny bilans ostatnich trzech tygodni w wykonaniu Jagiellonii. Mistrzowie Polski mają teraz czas na odpoczynek przed fazą ligową Ligi Konferencji, a w niedzielę mieli rozpocząć ponowny marsz w górę tabeli kosztem Widzewa Łódź. Łatwo się mówi, ale… a nie, robi się równie łatwo. Przynajmniej takie wrażenie sprawili Miki Villar i Afimico Pululu, którzy po minucie gry dali prowadzenie Dumie Podlasia. Hiszpan z prawej flanki wycofał przed bramkę, a Angolczyk zmieścił piłkę pod nogami obrońcy i otworzył wynik. Początek wymarzony, lecz nie udało się pójść za ciosem – łodzianie uspokoili grę i zmierzali w kierunku przegrupowania po przerwie. Okazało się ono zresztą koniecznością, ponieważ Fran Alvarez w kuriozalny sposób złapał drugą żółtą kartkę i osłabił drużynę w 44. minucie.

Jak należało się spodziewać, Jaga cieszyła się większym posiadaniem piłki po powrocie, ale to był długo jedyny powód do radości, ponieważ RTS radził sobie z odcinaniem gospodarzy od bramki Gikiewicza, czasem wychylając też głowę na drugą połowę boiska. Po godzinie rywalizacji obie drużyny liczyły na odgwizdanie rzutów karnych. Bliżej była Jagiellonia, ale Tomasz Kwiatkowski swoje wskazanie na wapno zrewidował po konsultacji. Gdy temperatura gry zaczęła spadać, w ostatnim kwadransie ożywiła ją akcja białostoczan, w której Gikiewicz zatrzymał Imaza, a próba dobitki Hansena zatrzymała się na słupku. W rewanżu na pięć minut przed końcem Antoni Klimek znalazł miejsce na strzał z dystansu, ale Maksymilian Stryjek zachował czujność. Jeszcze w doliczonym czasie obie drużyny szukały gola, jednak nieskutecznie.

Statystyki meczu Jagiellonia - Widzew
Statystyki meczu Jagiellonia - WidzewFlashscore

Pogoń Szczecin - Śląsk Wrocław (5:3)

Jeśli Pogoń Kolendowicza potrzebowała rehabilitacji po porażce z Lechem, to co dopiero mówić o Śląsku Magiery, który nie wygrał w lidze zeszłego sezonu? Ponieważ Portowcy są szczególnie niebezpieczni na swoim stadionie, nie mogła dziwić ich ambitna i agresywna gra na starcie, zwieńczona strzałem do bramki już w 6. minucie. Okazało się, że Koulouris pomógł sobie ręką i VAR gola unieważnił, ale Śląsk wniosków nie wyciągnął i szybko zapłacić cenę. W 9. minucie akcja zespołowa pozwoliła Biczachczjanowi dograć do Ulvestada przed bramką, a ten otworzył konto. Minęło 10 minut, a Ormianin miał już drugą asystę, gdy doskonale wypuścił Kamila Grosickiego spomiędzy dwóch obrońców. Grosik po ziemi dał 2:0.

Przez 25 minut gry Wojskowi nie mieli z meczu dosłownie nic i dopiero po stracie dwóch bramek wzięli się do pracy. Ponieważ kompletnie nie szło im z akcji, z pomocą przyszły stałe fragmenty. Najpierw Petr Schwarz wrzutką wznowił z wolnego, a piłka po głowie Alexa Petkowa i słupku wpadła do bramki. Pięć minut później goście wykonali swój pierwszy rożny, raz jeszcze Schwarz doskonale obsłużył kolegę – tym razem Sebastiana Musiolika. Po 37 minutach było już 2:2 i trybuny nieco ucichły. Ożywił je ponownie Efthymios Koulouris przed przerwą, pokonując Leszczyńskiego bronią Śląska, czyli główką po stałym fragmencie. 

Jak zeszli z boiska w bojowych nastrojach, tak wrócili z wielką intensywnością piłkarze obu ekip. Tym razem lepiej jednak ucinali próby ataków pod obydwoma polami karnymi i kwadrans minął bez zmian wyniku. Kolendowicz postawił na Alexandra Gorgona jako pierwszego zmiennika i miał wyjątkowego nosa. Austriak spędził kilka minut na boisku i już zdobył gola na 4:2, swojego drugiego w sezonie. Nawet nie próbował wejść w pole karne, przymierzył i huknął poza zasięgiem Leszczyńskiego. Ostatecznie i Jacku Magierze nie można mówić instynktu, skoro grający od 46. minuty Simeon Petrow skorzystał z wrzutki Nahuela i głową pokonał Valentina Cojocaru w końcówce. Tak kończył się okres krótkiej przewagi Śląska, po którym Portowcy postanowili zamknąć mecz. Korczakowski w 90. minucie obił poprzeczkę, a moment po nim Koulouris głową już się nie pomylił. Gospodarze szukali nawet szóstej bramki, ale trzeba mieć umiar – osiem goli w meczu wystarczy!

Statystyki meczu Pogoń - Śląsk
Statystyki meczu Pogoń - ŚląskFlashscore

Legia Warszawa - Motor Lublin (5:2)

W drugim niedzielnym meczu Goncalo Feio podejmował swój poprzedni klub, dziś prowadzony przez jego byłego asystenta. Od pierwszych podań obie jedenastki pokazały bardzo otwartą, ofensywną grę, w której piłka przenosiła się spod jednej bramki pod drugą. Po jednej z akcji warszawiaków przyjezdni przejęli i ruszyli z atakiem, który finalizował na bliskim słupku Ndiaye. Obił bark Tobiasza, po którym pocieszeniem był rzut rożny. I to sporym pocieszeniem, Sebastian Rudol po przedłużeniu Bartosza Wolskiego dał prowadzenie Motorowi. Gospodarze musieli ruszyć bardziej zdecydowanie i przed upływem kwadransa doczekali się karnego po faulu na Luquinhasie. Pekhart podszedł to piłki i… oddał ją w rękawice Brkicia zbyt słabym strzałem. 

Kolejne elektryzujące akcenty przyszły na półmetku pierwszej odsłony, gdy po kolejnym rzucie rożnym Mraz obił słupek bramki Tobiasza, a moment później do strzału po ziemi doszedł Kapustka po drugiej stronie – on słupek minął. Poprawił się jednak chwilę później i znalazł drogę do bramki po zaskakująco słabej interwencji golkipera Motoru. Po dwóch kwadransach był remis, a parę minut później kontakt ręki Stolarskiego z piłką sprokurował drugiego karnego. Tym razem podszedł Wszołek i nie dał Brkiciowi szans. Na przerwę oba zespoły zeszły z wynikiem 2:1, co dla Goncalo Feio było wyraźnie niewystarczające.

Jak po zastrzyku adrenaliny ruszyli Wojskowi po powrocie i już w 47. minucie Migouel Alfarela – nieco szczęśliwie – zdobył pierwszego gola w barwach Legii. Przewaga miejscowych była już ewidentna, a Motor znacznie lepiej odcinany był od kolejnych okazji. Wojskowi mieli już kontrolę, pozostało strzelać kolejne bramki. Przy zbyt biernej obronie Motoru cel zrealizował w 69. minucie Bartosz Kapustka, tym razem z dystansu nie zostawiając szans Brkiciowi. I to wcale nie był koniec – ilekroć Motor chciał się odgryźć, ryzykował kontrą. W 83. jedna z nich dała Morishicie strzał sam na sam, wygrał Brkić. Moment później Nsame wcisnął piłkę za linię, był jednak na spalonym. Wydawało się, że nic więcej się nie zdarzy, ale zaradził temu Paweł Wszołek – koszmarnie oddał piłkę niekrytemu Ndiaye, a Senegalczyk huknął z dystansu na 4:2. Była 90. minuta, ale nie było ostatniego gwizdka i pierwszego gola w barwach Legii zdążył jeszcze zdobyć Jean-Pierre Nsame!

Statystyki meczu Legia - Motor
Statystyki meczu Legia - MotorFlashscore

Górnik Zabrze - Lechia Gdańsk (2:3)

Mimo wczesnej pory Stadion Ernesta Pohla zapełnił się prawie w całości, a fani Trójkolorowych oczekiwali poprawy po drugiej porażce w sezonie. Lechiści przy Roosevelta mieli z kolei szukać pierwszej wygranej w sezonie. Połowa pierwszej odsłony upłynęła im jednak na odpieraniu ataków gospodarzy, którym tylko niedokładność nie dała gola. Piłka była nawet w siatce w 13. minucie, ale Zahović był na spalonym. Pojedyncze zrywy szybkiego Camilo Meny udawało się ucinać, ale w 24. minucie nikt nie zatrzymał Conrado. Ten oddał na lewej flance do Antona Tsarenki, który złamał do środka goniony przez Rasaka, minął Szalę i władował piłkę poza zasięgiem Szromnika. Chwilę później rzut rożny dał drugiego gola Lechii, gdy do główki najlepiej wyskoczył Elias Olsson.

Po potężnych ciosach Trójkolorowi szukali powrotu, ale z dominacji w grze piłką nie wykrzesali do przerwy nic. A mogło być jeszcze gorzej, gdy sędzia Arys wskazał na wapno po kontakcie piłki z ręką Josemy. Na szczęście VAR zweryfikował tę decyzję i na przerwę Górnicy schodzili z „tylko” dwoma golami bagażu. Trener Urban zareagował zdecydowanie, wprowadzając Ambrosa, Nascimento i Olkowskiego od 46. minuty. Opłaciło się, ten ostatni w 54. minucie otrzymał doskonałe dogranie od Erika Janzy i lekko trącił piłkę pod dalszy słupek. Mało tego, niecałe 10 minut później to właśnie Olkowski wybił piłkę sprzed bramki, gdy Camilo Mena położył już Szromnika. 

Zamiast powrotu Górnika sytuacja pogorszyła się na 22 minuty przed końcem. Już drugi gol padł po rzucie rożnym, tym razem piłkę na dalszym słupku doskonale odbił niekryty kompletnie Bogdan Viunnyk i Szromnik nie miał szans. Wszedł więc również Lukoszek, ale to nie on ponownie uradował kibiców z Zabrza. Zaszczyt przypadł Nascimento, który potężnie huknął z dystansu w końcówce. Tej samej sztuki próbował Mena chwilę później, ale jego petarda została zablokowana. Nawet desperackie ataki i osiem doliczonych minut nie pomogły Trójkolorowym, którzy przegrywają pierwszy raz od kwietnia na swojej ziemi, tymczasem Lechia wygrywa pierwszy raz w sezonie.

Statystyki meczu Górnik - Lechia
Statystyki meczu Górnik - LechiaFlashscore