Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ligowy semafor: Cracovia rozbiła się o sufit, Śląsk wciąż szoruje po dnie

Michał Karaś
Ligowy semafor: Cracovia rozbiła się o sufit, Śląsk wciąż szoruje po dnie
Ligowy semafor: Cracovia rozbiła się o sufit, Śląsk wciąż szoruje po dnieMarcin Golba/NurPhoto/Shuttersto / Shutterstock Editorial / Profimedia / Flashscore
Jak Ikar, Cracovia próbowała wzlecieć zbyt wysoko i została strącona. Atak na pozycję lidera się nie udał, choć to na pewno nie ostatnie słowo Pasów. A kiedy cokolwiek do powiedzenia będzie miał Śląsk Wrocław? Po 10 meczach wiemy, że jeszcze nie teraz. Indywidualne wyróżnienia weekendu otrzymują długowieczny Podolski i irracjonalnie powtarzalny Rodin.

Światło czerwone. Żeby chociaż miał jakiś przekaz pod koszulką...

Są na tym świecie rzeczy, w które trudno uwierzyć. Nie musimy wchodzić w kręgi w zbożu czy inne chemitrails, bo w Ekstraklasie też jest co analizować. W tym przypadku: proces myślowy Mateja Rodina, który doprowadził go do jednej z najgłupszych czerwonych kartek w historii Ekstraklasy. W 10. minucie doliczonego czasu zdobył gola i w radości zdjął koszulkę, pod którą miał czerwoną koszulkę termiczną, tzw. baselayer. Żółta kartka.

Gol nie został uznany, ale parę minut później ten sam zawodnik ponownie trafił do bramki, po czym uciekł chcącym go wyściskać kolegom i ponownie zdjął koszulkę. Żeby scena wyglądała jeszcze bardziej kuriozalnie, nawet trener Papszun próbował mu ją siłą założyć, ale decyzja sędziego nie mogła być inna: druga żółta, czyli kartka czerwona, jak ta koszulka pod spodem. 

To był jego pierwszy gol w Rakowie, więc z radości rozliczać nie wolno, ale jednocześnie z rozsądku go to nie zwalnia. Dwie kartki w niecałe cztery minuty za dwukrotne zdjęcie koszulki to nie jest coś, czego można się spodziewać po zawodowcu. Ale Medaliki, jak to u Papszuna 24/25, nawet w kuriozalnych okolicznościach były o gola lepsze, utrzymując sensacyjnie niską liczbę straconych bramek (4 w 12 meczach).

Światło żółte. Cracovia strącona, Śląsk pogrążony

Gdyby bilansu nie psuła kłująca w oczy eliminacja z Pucharu Polski, to tylko dwie porażki w 11 meczach byłyby niemal idealnym startem dla Pasów. Walczyli o utrzymanie w maju, a w październiku podchodzili do walki o lidera tabeli. Zawodnicy Cracovii bardzo skutecznie rozbudzili apetyty w pasiastych częściach Krakowa, a mecz przyjaźni przeciwko Lechowi uświetniła walka obu ekip o ligowy tron. I tylko walka ta okazała się bardzo nierówna. Chwaleni wielokrotnie w tym sezonie krakowianie zawiedli wypełnione po brzegi trybuny, ulegając kontrolującemu mecz Kolejorzowi łatwiej niż można było się spodziewać. Po pierwszej połowie losy meczu wisiały wciąż w powietrzu, ale zmiana stron szybko wskazała lepszą z drużyn, na której ciosy gospodarze nie zdołali odpowiedzieć. 

Porażka strąca Pasy poza podium, choć – znając trenera Kroczka – już opracowuje plan kolejnego ataku na wyższe pozycje. A co opracowuje Jacek Magiera? Według spekulacji krążących od niedzielnego popołudnia, może powoli myśleć o planach na przyszłość, choć pierwszy w kolejce do zwolnienia może też być dyrektor sportowy. Przyczyną jest oczywiście najgorszy start sezonu jakiejkolwiek drużyny od prawie 20 lat. Po 10 meczach Wojskowi mają zero zwycięstw, a zdobyli 5 pkt na 30 możliwych. Bilans tym bardziej kompromitujący, że mówimy o wicemistrzu kraju, który dokładnie rok temu rozbijał Legię 4:0. Tymczasem wczoraj przy Bukowej z 16 strzałów wycisnął xG na poziomie 0,92. Zawdzięcza je zresztą jednej akcji, większość prób kończyła się na piłkochwycie, a niektóre poza stadionem. Efekt? Na odrabiany w środę mecz ze Stalą Mielec nie udało się dotąd sprzedać nawet 10 tysięcy biletów. Czyli wraca stare, a zbudowany przez rok entuzjazm uszedł w całości.

Światło zielone. Setka Poldiego, niech mu zdrowie dopisuje!

Można o nim mówić, że kondycja już nie ta, szybkości czasem brakuje, a i celownik w nodze lekko rozchwiany. Jego prawo, chłop zaczął przecież 40. rok życia! A mimo to jest w stanie rozegrać solidne 90 minut, skupiając w jednej osobie rolę zawodnika, oficjalnego sponsora i nieformalnego dyrektora Górnika Zabrze

Całkiem sporo ma na głowie i gdy niektórzy śmiali się, że przyjeżdża do Polski pokopać sobie tylko trochę, pewnie mało kto sądził, że będzie tego kopania aż tyle. Lukas Podolski w niedzielę zaliczył 100. występ w Górniku Zabrze (z czego 92 w Ekstraklasie, 8 w Pucharze Polski) i nic nie wskazuje, by to było jego ostatnie słowo. Dobrze, bo trudno dziś wyobrazić sobie Górnika Zabrze bez Lukasa Podolskiego. Stanowi wartość dodaną nie tylko dla Trójkolorowych, ale i dla Ekstraklasy, niech się trzyma jak najdłużej.

Autor: Michał Karaś
Autor: Michał KaraśFlashscore