Za wysokie progi, Portugalia bez problemu ogrywa Polskę w Warszawie
Polacy wygrali tylko jeden ze swoich ostatnich pięciu meczów, za to z reprezentacją Portugalii remisowali trzykrotnie w pięciu najnowszych starciach i tylko raz nie padła żadna bramka. Było to w lutym 2012 roku, gdy pojedynek Biało-Czerwonych i Selecao zainaugurował działalność Stadionu Narodowego. Dziś przy komplecie widowni obie drużyny spotykają się ponownie, tym razem w Lidze Narodów.
Sprawdź szczegóły meczu Polska - Portugalia
Lekcja skuteczności przed przerwą
Komentatorzy przewidywali, że Polacy zaczną raczej nisko, nastawieni na inicjatywę Portugalii. Nic z tych rzeczy, Biało-Czerwoni zaczęli bardzo odważnie i dopiero po serii – niestety niewykończonych – ataków do głosu doszli rywale. To oni posłali pierwsze uderzenie, gdy w 9. minucie kozłujące uderzenie Diogo Dalota z ponad 20 metrów musiał sparować Skorupski. Moment później lis pola karnego Cristiano Ronaldo uderzył w poprzeczkę. Jeszcze główka Rubena Nevesa w boczną siatkę, jeszcze petarda Fernandesa z dystansu wybita świetnie przez bramkarza... a wszystko to w mniej niż kwadrans, który zaczął się dobrze, a kończył oblężeniem.
Siła ognia Portugalii może imponować, ale okres naporu udało się przetrwać bez strat, po czym Polacy ponownie złapali oddech i szukali pojedynczych ataków za sprawą Świderskiego czy Walukiewicza. Nieskuteczność nie pozwoliła otworzyć wyniku pod portugalską bramką, a to zemściło się w 26. minucie. Neves wrzucił wtedy piłkę głęboko do Fernandesa, ten wycofał wprost nabiegającemu Bernardo Silvie, a on zmieścił futbolówkę między obrońcami, nie dając szans Skorupskiemu.
Po straconej bramce oglądaliśmy dość wyrównany fragment, w którym Polacy ponownie mieli momenty... i tylko momenty, ostatnie dwa kontakty pozostawiały wiele do życzenia. Jakość niezmiennie mieli przyjezdni i pokazali ją ponownie w 37. minucie. Rafael Leao fantastycznie mijał rywali w białych strojach, huknął w dalszy słupek, a nogę do dobitki zdołał dołożyć Cristiano Ronaldo, który podwoił prowadzenie Selecao.
Przewaga Portugalii nie podlegała dyskusji, a niewiele brakowało, by wynik do przerwy okazał się bardziej bolesny. Po faulu Walukiewicza rzut wolny z niebezpiecznej odległości mieli przyjezdni i centymetry zdecydowały, że Bruno Fernandes nie znalazł światła bramki. To było bolesne 45 minut, w których Portugalczycy pozwolili na niewiele, a Biało-Czerwoni nie wykorzystali nielicznych okazji.
Marazm, nadzieja i pech Bednarka
Sebastian Walukiewicz nie wrócił z szatni – jego udział w wyprowadzaniu piłki był istotny, ale w defensywie okazał się bezradny w konfrontacji z Leao. Dlatego zastąpił go Jakub Kiwior. W optyce gry jedyną istotną zmianą był fakt, że Portugalczykom nigdzie się już nie spieszyło, a mimo to po kilku minutach w świetnej sytuacji znalazł się CR7. Weteran nie strzelił, lecz próbował odegrać, co zniweczyło akcję. Dopiero po 10 minutach drugiej połowy oglądaliśmy dobre uderzenie Roberta Lewandowskiego, którego główka minęła bramkę nieznacznie po wrzutce od Frankowskiego.
Nie tylko indywidualnie, ale przede wszystkim taktycznie Selecao górowali nad Biało-Czerwonymi, na chłodno wykorzystując dziury w formacjach i tylko incydentalnie dopuszczając rywali pod swoją bramkę. Że Diogo Costa musiał bronić strzał Szymańskiego na ponad 20 minut przed końcem? No musiał, tyle że sytuacja przypominała bardziej trening niż mecz. Jeszcze w okolicach 75. minuty Skorupski z trudem zatrzymał kąśliwe uderzenie Pedro Neto, zanim na boisko weszli Ameyaw (debiut) i Urbański. Ten drugi potrzebował tylko dwóch minut na boisku, by zaliczyć asystę. Pierwsze skrzypce zagrał Piotr Zieliński, który najpierw dogrywał, a później wyszedł do piłki i wykończył w ciasny róg nad zgiętym Diogo Costą!
Chłodniejący z każdą minutą mecz nagle rozgrzał się prawie do czerwoności za sprawą odzyskanej wiary Polaków. Probierz zareagował wpuszczeniem Piątka za Szymańskiego, ale wydarzenia potoczyły się zupełnie inaczej niż liczyli Biało-Czerwoni. Gdy Ameyaw padł i trybuny domagały się karnego, rywale ruszyli z grą i atak skończył się golem. Tym razem Skorupskiego oszukał przypadkowo Jan Bednarek, który próbą wybicia wsunął piłkę przy samym słupku. Ile nadziei dał gol kontaktowy, tyle uszło w jednej chwili z Polaków. Choć walczyli do końca, to nic poza serią rzutów rożnych ugrać się nie udało.
Z kompletem zwycięstw Portugalia dominuje grupę A1 Ligi Narodów, a trzy punkty kosztem Polaków wywozi z Warszawy bez większego wysiłku. Trener Probierz będzie miał sporo do zmiany przed spotkaniem z Chorwacją 15 października, jeśli jego drużyna ma walczyć o drugie miejsce w grupie lub przynajmniej nie drżeć o trzecie do ostatniej chwili. Rywalizacja z Portugalią to za wysokie progi.