Pierwszy gol okazał się ostatnim, Włosi pokonali zbyt nieskutecznych Belgów
Choć kwestia awansu była rozstrzygnięta jeszcze przed rozpoczęciem czwartkowego meczu w Brukseli, na Stadionie Króla Baldwina trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca. Przyjechali przecież Włosi. Nic, że kadra Azzurrich odbudowuje swój wizerunek po słabym Euro, przecież i Belgowie mają co odbudowywać.
Sprawdź szczegóły meczu Belgia – Włochy
Do przerwy pod dyktando Italii
Walczący o pierwsze miejsce i teoretycznie lepsze losowanie w turnieju finałowym Ligi Narodów, Włosi rozpoczęli znacznie solidniej od gospodarzy i przy jednej z pierwszych okazji zdołali wyjść na prowadzenie. Co prawda miało to miejsce dopiero po 10 minutach gry, ale nie było to najbardziej otwarte spotkanie. W 11. minucie kiks Theate pozwolił Di Lorenzo dojść do piłki pod linią końcową. Casteels ruszył zamykać bliższy słupek, tymczasem Włoch podał to Sandro Tonalego, a ten tylko dołożył nogę przy pustej bramce.
Mając cenną przewagę na wrogim terenie i wyjątkowo słabo przygotowanym boisku, Włosi skupiali się na frustrowaniu przeciwników i utrzymywaniu kontroli nad grą, bez dopuszczania Belgów pod swoją bramkę. Choć Czerwone Diabły sporo energii poświęcały na ataki, to te kończyły się albo wyraźnie niecelnymi strzałami, albo jeszcze przed ostatnim kontaktem.
Dopiero po półgodzinie dynamika wyraźnie zaczęła się zmieniać i Belgowie wydawali się coraz bliżsi wyrównania, zmuszając Włochów do kolejnych fauli. Gdy tuż przed przerwą Belg był ordynarnie trzymany za koszulkę, Bastoni dostał w końcu żółtą kartkę. Moment wcześniej Włosi mogli jednak zadać drugi poważny cios, gdy szybką akcją doszli pod bramkę, ale tam zbyt koronkowe rozegranie skończyło się powrotem gospodarzy i rozbrojeniem Italii.
Druga połowa zmarnowanych okazji
Belgowie zaczęli drugą połowę „na musiku” i wyraźnie byli tego świadomi, ponieważ ruszyli z dużą intensywnością i zaczęli szukać wyrównania. Przyjezdni wciąż częściej byli przy piłce, ale gdy jej nie mieli, ta coraz szybciej przenosiła się w ich tercję defensywną. Efektem był – choć trudno uwierzyć, że tak późno – pierwszy celny strzał Belgów w 50. minucie, gdy obrońca Debast huknął z dystansu. Siła niezła, ale zbyt czytelnie dla Donnarummy.
Teraz ataki szły już jeden za drugim, Włochom znacznie trudniej było utrzymać się przy piłce, ale odważna gra do przodu mogła się zemścić na Belgach, gdy Retegui został wypuszczony przez Frattesiego w 54. minucie i tylko rękawica Casteelsa wypchnęła strzał na rzut rożny. Chwilę potem akcja była już na drugim końcu boiska – Trossard z woleja testował Donnarummę, a po nim golkiper musiał zatrzymać jeszcze kąśliwy strzał z ostrego kąta Opendy.
Napór nie przyniósł efektu i osłabł, choć jeszcze na kwadrans przed końcem gospodarze domagali się rzutu karnego. Właśnie za to domaganie Al Dakhil zaliczył kartkę, a chwilę później główka Lukaku poszybowała blisko słupka, gdy świetnie wrzucał z prawej Castagne. Nawet po serii rzutów rożnych wyniku po stronie gospodarzy nie udało się otworzyć, najbliżej był Faes, który głową posłał piłkę w słupek na kilka minut przed końcem. Nie tylko oni mogli kręcić głowami z niedowierzaniem – Moise Kean w końcówce dwukrotnie dobrze dochodził w pole karne i marnował okazje.