Ocalały z Holokaustu, Vanzini przygotowuje się do środowego starcia półfinałowego Ligi Mistrzów pomiędzy AC Milan i Interem. Pierwszą część dwumeczu zamierza oglądać w domu opieki w Padwie, gdzie mieszka.
"Modliłem się do Boga, by dał mi radość z wygranej Interu, oby się zgodził. Oddałbym wszystko, wliczając moją maleńką emeryturę" – mówi stulatek, siedząc w czarno-niebieskiej koszulce ze swoim nazwiskiem na plecach. Nie kupił jej, dostał od Interu na setne urodziny.
Enrico Vanzini był włoskim żołnierzem podczas II wojny światowej. Po kapitulacji Włoch w 1943 roku został pojmany przez Niemców jako jeniec wojenny i trafił do obozu w Dachau, gdzie doczekał końca wojny. Po powrocie do domu był kierowcą autobusów i ciężarówek. O swoich doświadczeniach z okresu wojny zaczął mówić dopiero w XXI wieku.
Poranki zaczyna od wyglądania przez okno, oczekiwania na listonosza z kolejnym wydaniem La Gazzetta dello Sport. Ma też iPada i nauczył się oglądać piłkę nożną przez aplikacje.
"Kiedyś chodziłem do znajomych, którzy mieli telewizor... a kiedy prowadziłem autobus, mówiłem pasażerom, żeby się nie darli, bo muszę czegoś posłuchać" – wspomina. Słuchał, rzecz jasna, komentarza do meczów Interu.
Podziwia Simone Inzaghiego, podkreślając jak bardzo niewiele błędów zrobił. Co jego zdaniem musi zrobić Inter, by awansować do pierwszego finału od 2010 roku? "W pierwszej połowie nie możemy się za bardzo zmęczyć, wszyscy muszą trzymać się swoich pozycji" – powiedział Vanzini.