Jagiellonia zawiodła, Bodo/Glimt po raz pierwszy wygrywa z polskim klubem
Na europejskiej scenie mistrzowie Norwegii są już ograni i choć słyną ze szczególnie dobrej postawy u siebie, to Jagiellonia Białystok musiała być ostrożna od pierwszych sekund w swojej pierwszej przygodzie z Ligą Mistrzów. Zwłaszcza że trener Kjetil Knutsen ma rachunki do wyrównania z polską piłką, Bodo za jego kadencji nie wygrało ani meczu z Legią i Lechem, choć zbierało już skalpy znacznie większych marek.
Sprawdź szczegóły meczu Jagiellonia - Bodo/Glimt
Do przerwy na zero
Norwegowie, będący już w pełni sezonu, faktycznie od startu ruszyli bardzo agresywnie do ataku, w niewiele ponad minutę zaliczając pierwszy strzał i rzut rożny. Była to po części wypadkowa wyjątkowo pasywnej postawy Dumy Podlasia, która stała nisko i raczej czekała na napór Bodo niż szukała drogi do bramki Haikina.
Przez sporo ponad kwadrans Bodo miało ponad 70 proc. posiadania piłki, a gospodarze o choćby niecelnym uderzeniu nie mogli myśleć. Dopiero po upływie półgodziny białostoczanie testowali bramkarza Norwegów, ale za słabo. Ostatni kwadrans należał do gospodarzy, którzy przejęli inicjatywę, choć niewiele mieli do pokazania poza pojedynczymi próbami, jak zbyt lekki strzał Hansena w 41. minucie.
Po przerwie znacznie gorzej
Mogło się wydawać, że Duma Podlasia przetrwała już najgorsze, ale nic takiego nie miało miejsca. Po przerwie Bodo/Glimt ponownie ruszyło do ataku na bramkę gospodarzy i opłaciło się to po niecałym kwadransie. Co prawda gola po zamieszaniu zapisano Adrianowi Dieguezowi po samobójczym trafieniu, ale piłkę słał Jens Hauge. Autorstwo bramki drugorzędne – gorzej, że Jaga musiała odrabiać stratę.
Mogło być zresztą jeszcze gorzej, ponieważ niecałe 10 minut później ponownie pokonany został Sławomir Abramowicz. Strzał Sondre Feta udało się obronić, ale Brede Moe dobijał celnie. Na szczęście dla Dumy Podlasia, pierwszy ze strzelców faulował w tej sytuacji i po interwencji VAR unieważniono gola.
Przerażający był nie tyle wynik, co brak koncepcji Jagiellonii. Nawet wprowadzeni po przerwie Miki Villar czy Diaby-Fatiga tylko chwilami dawali ożywienie, jakiego moglibyśmy od nich oczekiwań. Norwegowie trzymali się w defensywie bardzo solidnie, a ponieważ ataki Jagi były apatyczne i schematyczne, kontry stały się realnym zagrożeniem. Nawet doliczenie pięciu minut nie pomogło mistrzom Polski, w Norwegii trzeba będzie zagrać zdecydowanie lepiej.