Borussia podrażniła Real i zapłaciła najwyższą cenę, koncertowy występ Viniciusa
Gdy spotykają się dwaj finaliści ostatniej edycji Ligi Mistrzów, wszystkie oczy miłośników piłki muszą zwrócić się ku nim. We wtorkowy wieczór na Santiago Bernabeu rekordowi zdobywcy Pucharu Europy podejmowali Borussię, która zdecydowanie nie była faworytem, a jednak zanotowała znacznie lepszy start w Lidze Mistrzów.
Sprawdź szczegóły meczu Real Madryt - Borussia Dortmund
Dwa szybkie ciosy Borussii przed przerwą
Madrytczycy ostatnio są strapieni kontuzją Carvajala czy najwyżej umiarkowaną skutecznością Kyliana Mbappe, a mimo to rozpoczęli mecz pewnie, by nie powiedzieć nonszalancko. Nie forsowali tempa, a zablokowany strzał Mbappe z 8. minuty na długo pozostał najlepszą okazją Królewskich.
Zbyt powolni i przewidywalni, madrytczycy pozwolili przyjezdnym nabrać wiatru w żagle, a to przyniosło bardzo dotkliwe skutki, gdy mijało pół godziny. Serhou Guirassy doskonale odnalazł podaniem lepiej ustawionego Donyella Malena, a ten w pojedynku z Courtoisem był bezlitosny. Niewiele ponad trzy minuty później Borussia miała już 2:0, gdy Malen odnalazł się także w roli asystenta, dogrywając z prawej flanki wprost na wystawioną nogę Jamiego Gittensa.
Dopiero to otrzeźwiło Los Blancos, którzy natychmiast zaczęli szukać odpowiedzi. Świetnie strzelał Bellingham, ale Kobel był czujny. Moment później bramkarz BVB interweniował podobnie, pomogła mu poprzeczka i jeszcze jedna interwencja, gdy próba wybicia przez kolegę mogła skończyć się samobójem. Na gola do przerwy gospodarzom brakło czasu. Mało tego, Julian Brandt był bliski zdobycia jeszcze jednej bramki dla BVB, a to oznaczało solidną porcję gwizdów przy zejściu Realu do szatni.
Dwa jeszcze szybsze ciosy Realu po przerwie
Borussia miała wymarzony wynik, na miarę rewanżu za porażkę na Wembley. Prowadzenie trzeba jednak utrzymać do końca, a nie tylko do przerwy, co przy sile rażenia Realu okazało się wyjątkowo trudne. Gregor Kobel zatrzymał jeszcze uderzenia Lucasa Vasqueza czy Viniciusa kilka minut po przerwie, ale tuż przed godziną meczu skapitulował.
Piłkę dośrodkował świetnie Kylian Mbappe, a do główki wyskoczył Antonio Rudiger, nie dając szans bramkarzowi Borussii. Po pierwszym uderzeniu Realu nie minęły nawet trzy pełne minuty, gdy Vinicius Junior zapewnił 2:2, dobijając piłkę do pustej bramki przy kolejnej akcji. Liniowy podniósł chorągiewkę, ale VAR potwierdził: spalonego nie było.
Przyjezdni z Dortmundu mieli spore problemy z pozbieraniem się do kupy, a Królewscy zamierzali pójść za ciosem i w pół godziny drugiej połowy oddali aż 12 strzałów. Szczęśliwie dla drużyny Nuriego Sahina, tylko pięć szło w bramkę, a trzy Kobel zatrzymał. Po stronie Borussii statystyki ofensywne były w drugiej połowie najwyżej mizerne – o jedynym uderzeniu Malena z 57. minuty mało kto pamiętał po odpowiedziach Realu.
Meier nie strzelił, więc Real bił dalej
Dopiero w 82. minucie BVB przypomniało o sobie, gdy Courtois ledwie zatrzymał łydkami strzał Maximiliana Beiera. I momentalnie Królewscy ruszyli z akcją, po której niefortunna interwencja Brandta wyłożyła piłkę Lucasowi Vazquezowi, a ten wcisnął jakimś cudem piłkę między bliższy słupek a Kobela.
Szanse na powrót Borussii? Jeśli wtedy jeszcze się tliły, to zgasły moment później. Bellingham odebrał piłkę pod polem karnym Dortmundu, skąd indywidualnie ruszył Vini Jr i pomimo zmęczenia w 86. minucie podwyższył na 4:2!
I nie było to jego ostatnie słowo, Brazylijczyk - uznawany za faworyta do wygrania Złotej Piłki - zdołał jeszcze w czasie doliczonym skompletować klasycznego hat-tricka, dobijając przyjezdnych!