Lewy dubletem dał sygnał do ataku, Barcelona gromi Real na Bernabeu
Pierwsze El Clasico sezonu 24/25 nie miało jasnego faworyta. Real Madryt grał wprawdzie u siebie i miał za sobą imponującą remontadę w Lidze Mistrzów, ale i Barcelona w tygodniu zgarnęła cenny skalp z Bayernu Monachium, prowadząc w tabeli LaLigi.
Sprawdź szczegóły meczu Real - Barcelona
Real "spalił" całą pierwszą połowę
Los Blancos zaczęli z impetem, od pierwszych sekund szukając strzału. Mbappe znalazł boczną siatkę w minutę, ale – choć część kibiców widziała piłkę w bramce – był w dodatku na spalonym. Jeszcze parę rzutów wolnych wywalczyli Królewscy nim przyjezdni zdołali zapuścić się pod bramkę Łunina. Najpierw Raphinha nie doszedł do piłki, później Lewandowski w nią nie trafił, a w 13. minucie Polak doskonale dograł do wychodzącego Yamala, który… oddał ją w rękawice Łuninowi.
Gra błyskawicznie przenosiła się spod jednej bramki pod drugą, już minutę później Inaki Pena największym wysiłkiem wybił piłkę z linii bramkowej, by po chwili odetchnąć – raz jeszcze Mbappe dał się złapać na spalonym, już minimalnym. Ten scenariusz powtarzał się raz za razem i gdy po raz siódmy (!) wysoko ustawiona defensywa złapała Real na spalonym, trybuny kipiały ze złością. Tym razem w końcu Mbappe trafił, gol był nawet na tablicy, ale faktycznie wychylił się za bardzo i trzeba było wrócić do 0:0
Defensywa Dumy Katalonii grała na granicy ryzyka, ale doskonale czytała próby ataków Merengues, którzy wydawali się coraz bardziej sfrustrowani. Nie byli w stanie otworzyć wyniku przed przerwą i coś musiało się zmienić, by dogonili rywali na szczycie tabeli.
Dublet Lewandowskiego, ale mogło być więcej
Po powrocie z szatni faktycznie zmienił się obraz gry, ale bynajmniej nie na korzyść Realu. Goście przejęli inicjatywę i efekty przyszły bardzo szybko. W 52. minucie wznowienie gry z połowy boiska momentalnie otworzyło Robertowi Lewandowskiemu drogę do bramki. Casado wypuścił go prostopadle, Mendy zapewnił brak spalonego, a Polak z zimną krwią pokonał Łunina. Ba, przy pierwszej możliwej okazji dołożył drugiego gola. Tym razem z lewej flanki piłkę wrzucił mu Alejandro Balde, a główka Polaka nie mogła być lepsza!
I to wcale nie musiało być ostatnie słowo 36-latka, który mógł w ciągu kwadransa zaliczyć łącznie cztery gole. Przy trzeciej okazji – w 66. minucie – huknął w słupek, od którego piłka wyszła poza boisko. W 69. minucie uderzył już nad bramką.
Real wciąż nic, a Barca strzelała dalej
A co robił w tym czasie Real Madryt? Pewnym postępem było oddanie pierwszego celnego strzału (!) przez Real (Mbappe) po godzinie gry. W 61. minucie posłał jednak piłkę wprost w rękawice Peny. Moment później poziom trudności wzrósł już niepomiernie, ale Inaki Pena ponownie wygrał pojedynek z Francuzem, wychodząc z bramki sam na sam. Gdy Mbappe po raz drugi w meczu trafił do bramki i trybuny zaczęły świętować, ponownie okazało się, że jest na spalonym – teraz już wyraźnym. Francuz zaliczył osiem (!) ofsajdów - tak dobrze zneutralizowała go defensywa Barcy.
Królewskim wiatr wciąż zdawał się wiać prosto w oczy, Barcelonie wręcz przeciwnie. Kiedy na kwadrans przed końcem Inaki Pena wybijał piłkę spod bramki po kolejnym nieudanym ataku Realu, zaliczył asystę drugiego stopnia! Raphinha przyjął, po chwili oddał młodemu Yamalowi, a ten pokonał Łunina po raz trzeci.
Gdyby w tym momencie spojrzeć na statystyki drugiej połowy, to były zbliżone w wielu elementach, a obie drużyny miały po cztery celne strzały. Co z tego, skoro Real był w piekle, a Barca w niebie. A może jeszcze nie? W 84. minucie Inigo Martinez tak wyprowadził piłkę z defensywy, że i on zaliczył asystę. Długi przerzut znalazł Raphinhę, a ten upokorzył Real, dochodząc do pozycji i lekkim lobem podnosząc prowadzenie na 4:0. Trybuny zaczęły pustoszeć, a gospodarze pozostali bezradni, czekając na koniec spotkania, którego przebieg zaskoczył chyba wszystkich.