Nudy w meczu, sensacja w dogrywce. Nieuznany gol Lecha i wygrana Pogoni
To miał być największy z ćwierćfinałów Pucharu Polski i przewidywaniom trudno się dziwić. Lech i Pogoń z powodzeniem zapełniłyby PGE Narodowy w majowym finale, a i na boisku miały największe atuty ze wszystkich ekip pozostających w grze.
Sprawdź komplet statystyk meczu Lech-Pogoń
Wtorkowy hit na stadionie przy Bułgarskiej rozpoczął się jednak powoli, mówiąc bardzo łagodnie. Lech był kompletnie statyczny, nastawiony wyłącznie na reakcję. Szczecinianie próbowali zatem swojej najgroźniejszej broni, czyli ruchliwych skrzydeł, ale pierwszy kwadrans gry minął bez wyraźnych okazji – defensywa Lecha czyściła swoją tercję defensywną co najmniej przyzwoicie. Dopiero przed 20. minutą Kamil Grosicki zbliżył się do zagrożenia, lecz w niełatwej sytuacji przestrzelił bardzo znacząco.
To, jak się później okazało, była najbardziej widowiskowa sytuacja całej pierwszej połowy, w której żadna drużyna nie rozpieszczała wypełnionego do połowy stadionu. Po przerwie temperatura szybko wzrosła, bowiem Kolejorz zaczął przynajmniej zagrażać Pogoni pod jej bramką.
Valentin Cojocaru nie miał wprawdzie wiele pracy w pierwszym kwadransie, ale i jego koledzy rzadziej łapali wiatr do kolejnych wypadów pod bramkę Bednarka. Dopiero w 67. minucie Kristoffer Velde wystawił golkipera Pogoni na poważną próbę, chytrze próbując wpakować piłkę w dalsze okienko zza obrońcy. Rumun był górą!
Każda kolejna minuta zdawała się przybliżać Lecha do objęcia prowadzenia, przy coraz bardziej zgaszonej Pogoni. W ostatni fragment meczu Kolejorz wszedł obronioną przez Cojocaru petardą z dystansu i dobitką Marchwińskiego, która musnęła słupek nie z tej strony. Wprowadzeni Wędrychowski i Biczachczjan nie zwiększyli siły ofensywnej Portowców, zaś Kamil Grosicki był niemal kompletnie odcięty od podań.
Nagły zwrot w dogrywce
Nawet siedem doliczonych minut nie uratowało meczu przed dogrywką, w którą ponownie lepiej wszedł Lech Poznań. W piątej minucie Velde świetnie wszedł między obrońców i huknął, Cojocaru obronił i strzał, i dobitkę Barry’ego Douglasa! Po mocnym starcie zrobiło się sennie i nawet doping kibiców stawał się coraz bardziej senny przy zmianie stron.
Dopiero w ostatnich minutach emocje w końcu dorównały oczekiwaniom, gdy po 117 minutach piłka zatrzepotała w siatce Pogoni Szczecin. Strzelcem gola był wprowadzony chwilę wcześniej Ba Loua, ale uśmiech szybko znikł z jego twarzy – dogrywający Velde był na spalonym!
Jakby gospodarze nie byli dość sfrustrowani, to moment później Pogoń strzeliła jedynego gola. Po wrzutce Biczachczjana akcję zamykał Malec, który z główki dograł na głowę wbiegającego Gamboy, a 27-letni Portugalczyk w 119. minucie z metra nie mógł się pomylić! Wycieńczona, ale szczęśliwa Pogoń idzie do półfinału, a Lech musi się pozbierać, bo porażka w takich okolicznościach na pewno boli.