Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Rozmawiamy z królem strzelców Euro 2024. Schranz o transferze i pseudonimie w Slavii

Schranz najlepszym strzelcem całych mistrzostw.
Schranz najlepszym strzelcem całych mistrzostw.Profimedia
Od kilku dni jest z powrotem w Pradze. Z tytułem najlepszego strzelca niedawno zakończonych mistrzostw Europy w piłce nożnej, słowacki napastnik Ivan Schranz przygotowuje się do nowego sezonu ligowego. Bez wątpienia będzie jedną z jego największych osobowości. Niewielu jest zawodników z takimi sukcesami biegających po czeskich boiskach. "To wielka sprawa" - przyznaje Schranz w ekskluzywnym wywiadzie dla słowackiej redakcji Flashscore przed startem ligi.

Cody Gakpo. Harry Kane. Georges Mikautadze. Jamal Musiala. Dani Olmo. Ivan Schranz. Sześciu graczy, w tym piłkarz z Bratysławy, podzieliło się nagrodą dla najlepszego strzelca turnieju. Wszyscy zdobyli po trzy bramki. Schranz i Mikautadze potrzebowali do tego najmniej meczów (cztery).

"Jeśli chodzi o Euro jako całość, to udało mi się tam dostać, co było moim głównym celem. Potem chciałem zagrać tam trochę minut, ponieważ trzy lata temu nie otrzymałem nominacji. A wraz z tym przyszły gole, co jest wspaniałe. Bycie w czołówce strzelców daje pewną satysfakcję" - wyjaśnia.

Na oficjalne potwierdzenie Schranz musiał jednak poczekać do ostatniego dnia rozgrywek, gdyż zarówno Olmo, jak i Kane mieli szansę wyprzedzić go w finale. Żadnemu z nich nie udało się jednak zdobyć gola po raz czwarty. "Miałem trochę nadziei, ale nie dlatego, że nie życzyłem im dobrze. Kibicowałem też sobie, chciałem pozostać wśród najlepszych. W końcu się udało. Zwłaszcza ludzie wokół mnie przypominali mi, że zostały dwa dni, potem jeden i może się udać" - kontynuował z uśmiechem.

I mieli rację... Co właściwie udało ci się zrobić po odpadnięciu z Anglią w 1/8 finału? 

Zrobiłem sobie przerwę, pojechałem na wakacje z rodziną, żeby się zrelaksować i wyłączyć. Po finale, kiedy potwierdzono, że jestem jednym z najlepszych strzelców, było dużo pracy. Było dużo informacji w mediach, do czego nie jestem przyzwyczajony. Z drugiej strony, było to przyjemne zmartwienie...

A zdążyłeś już uświadomić sobie, że jesteś najlepszym strzelcem mistrzostw Europy?

Może jeszcze nie. I prawdopodobnie nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Zdobyłem trzy bramki, dzielę pozycję najlepszego strzelca z pięcioma innymi zawodnikami. To nie tak, że strzeliłem osiem. Jasne, to będzie błyszczeć w historycznych tabelach przez całe życie, więc jestem tego świadomy. Przypuszczam, że później w pełni zdam sobie sprawę z tego, co osiągnąłem.

Brzmisz zbyt skromnie. Jednak odcisnąłeś niezatarte piętno w historii słowackiego futbolu, ponieważ nikomu przed tobą nie udało się dokonać podobnego wyczynu. Widzisz znaczenie tego tytułu z perspektywy historycznej?

Oczywiście. To z pewnością świetna reklama dla Słowacji, że wśród najlepszych piłkarzy jest Słowak. Świetnie, cieszę się z tego. Może wygląda to tak, jakbym przedstawiał to na skromnym poziomie, ale w zasadzie zdaję sobie sprawę z jednej rzeczy. Zawodnicy z wielkich klubów, największych reprezentacji nie strzelili więcej niż trzy gole. Jestem pewien, że to też coś znaczy. Staram się podchodzić do tego obiektywnie.

Piłkarze powinni stawiać sobie najwyższe cele. Czy jechałeś do Niemiec z myślą, że będziesz najlepszym strzelcem mistrzostw?

Nie! (śmiech) Kiedy żegnałem się z kolegami ze Slavii przed turniejem, zażartowałem: "Nigdy nie wiadomo, może zostanę najlepszym strzelcem i już nie wrócę!". Muszę jednak powtórzyć, że moim głównym celem było znalezienie się w finałowej kadrze i rozegranie jak największej liczby minut. Oczywiście, kiedy tam byłem, chciałem strzelić kilka bramek. Wygrywać mecze. Gole przychodziły, co jest dla mnie naturalne. Zawsze trzeba mieć ambicję.

Który z tych trzech strzałów najbardziej utkwił ci w pamięci?

Wszystkie trzy mają wielką wartość. Z czysto logicznego punktu widzenia, ten z Belgią miał wielką wartość. Był na wagę trzech punktów i był moim pierwszym. Ale ten przeciwko Anglii był najbardziej pamiętny. To była już faza play-off, udało mi się strzelić gola pod trybunami z naszymi wspaniałymi kibicami. Anglia to Anglia, kolebka futbolu. Na pewno zapamiętam to na długo. Nie każdy ma okazję zagrać przeciwko nim i strzelić gola w mistrzostwach. To wspaniałe. Szkoda, że nie udało się awansować. Byliśmy bardzo blisko.

Patrząc na drogę Słowacji, czy 1/8 finału była naprawdę maksimum?

Zdecydowanie nie! Przed rozpoczęciem turnieju powiedzielibyśmy, że chcemy 1/8 finału. Graliśmy w grupie, z której można było awansować. W fazie pucharowej można trafić na topowe drużyny i nigdy nie wiadomo, kto będzie w jakiej formie. Kiedy zobaczyliśmy, że Anglicy nie są tak dominujący czy przekonujący, weszliśmy z nastawieniem, że chcemy iść dalej. Naprawdę wierzyliśmy, że jest to realne i pokazaliśmy to ludziom i fanom na boisku. Kto wie, gdzie byśmy zaszli... Drabinka została podzielona tak, że być może dotarlibyśmy do półfinału. Druga strona budziła większy respekt.

Czy te kilka sekund dzielące cię od ćwierćfinału i skalp późnego finalisty będą cię prześladować przez długi czas, czy też szybko radzisz sobie z takimi rozczarowaniami?

Nic mi nie jest, to piłka nożna, to się po prostu zdarza. Czasami uderza mnie, gdy ktoś mi przypomni lub sam przywołam wspomnienia z Euro. Zdaję sobie sprawę, jak blisko byliśmy i jaka to wielka szkoda. Gdzie mogliśmy być... Przeważnie jestem jednak zajęty innymi sprawami. Życie płynie szybko, nie pozwala mi się zatrzymać ani zagubić w myślach. Mimo wszystko pokazaliśmy wiele dobrego, co jest pozytywne. Wszystko inne jest takie, jakie powinno być.

Transfer musi mieć sens

Czy był to jednak przebłysk geniuszu Bellinghama?

Nie widzę tego w ten sposób. To były nożyce, ale pod koniec meczu - sytuacja, w której mogę powiedzieć, że my mogliśmy sobie z tym lepiej poradzić. Piłka nożna niestety przynosi błędy. Graliśmy przeciwko Anglii. To normalne, że popełniamy błędy. Myślę, że gdybyśmy lepiej się ustawili lub gdyby nie było to w samej końcówce, ale w 60. minucie... Nie bylibyśmy tak zmęczeni i bylibyśmy w stanie lepiej się skoncentrować. Spojrzałem na to z perspektywy czasu. Stano Lobotka skakał z przeciwnikiem, który przedłużył długie podanie. Gdyby to było wcześniej, byłby ktoś wyższy od nas, inaczej byśmy go rozbili. Piłka odbiła się od niego, a tam trudno o szybką reakcję. Nie porównałbym tego do przebłysku geniuszu. To bardziej pasuje do Ronaldo lub Bale'a. Bellingham był w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie i wbił to uderzenie.

Wskazałeś już, że Słowacja zrobiła wiele dobrych rzeczy. Nie daliście się zastraszyć żadnemu z faworytów i zawsze prowadziliście minimalnie wyrównaną grę. Czy to napawa cię optymizmem przed eliminacjami do Mistrzostw Świata 2026?

Tak, dlaczego nie? Mamy swoją twarz, co jest oczywiste. Myślę, że to bardzo pozytywne i ważne, abyśmy to utrzymali. Oczywiście wiele zależy od wyników i tego, jak poradzimy sobie w eliminacjach. Jeśli zaczniemy wygrywać i odniesiemy sukces w pierwszych dwóch lub trzech meczach, wszystko będzie wyglądało inaczej niż w przypadku słabych wyników i presji. Jest wiele czynników. Choćby fakt, że wszyscy gracze w szerszym składzie, który liczy około 50 piłkarzy, wiedzą z grubsza, jakie są ich role i czego się od nich oczekuje, gdzie się liczą. Byli już na zgrupowaniu lub obozie i kiedy przyjeżdżają na zgrupowanie reprezentacji, nie jest to dla nich nic nowego. To duży plus, który sprawia, że łatwiej jest nam zaprezentować się na boisku. To również sprawia, że myślimy, że lepsze czasy są na horyzoncie. Mamy świetnych zawodników. Młodzi odcisnęli swoje piętno.

Wróćmy do twoich celów. Przed rozpoczęciem Euro zastanawiano się, kto przejmie rolę głównego strzelca reprezentacji Słowacji. Twoje nazwisko nie pojawiło się na tej liście, czy potraktowałeś to jako dodatkową motywację?

Może odebrałem to w jakiś sposób, ale nie myślałem o tym tak fundamentalnie. Patrzyłem na to bardziej tak, jak czuję to w zespole. Z punktu widzenia opinii publicznej większość obowiązków zawsze spoczywa na wysuniętym napastniku. Myślę, że ludzie tak to odbierają, ale zazwyczaj mamy trzech graczy w ataku. Nie miałem wielkiego sezonu ani takiego okresu w reprezentacji. Ale udowodniłem ludziom, że to nic nie znaczy. Chodzi o wyczucie formy, trochę szczęścia i bycie we właściwym miejscu we właściwym czasie. Jednocześnie skorzystałem z naszej lewej strony, która była aktywna. Jestem innym typem zawodnika niż Haraslin czy Suslov. Nacisk kładziono na prawą stronę, więc często mogłem poruszać się w przestrzeniach przy dalszym słupku.

Nawiązuję również do faktu, że jesteś człowiekiem wielkich bramek. Wiosną strzeliłeś gola w play-offach Ligi Europy przeciwko AC Milan, a rok wcześniej w dogrywce przeciwko Rakowowi przesądziłeś o awansie Slavii do fazy grupowej Ligi Konferencji. Czy masz jakąś specjalną receptę na to, jak dać z siebie wszystko, gdy jest to najbardziej potrzebne?

Mówią o mnie tak. (uśmiech) W Slavii mam przydomek - człowiek od wielkich meczów. W Europie strzelam gole, choć nie mam na to recepty. To chyba po prostu we mnie tkwi, że potrafię znaleźć odpowiedni moment. Czasami jest tak, że im większy mecz, tym lepiej dla mnie i tym lepiej mi idzie.

Czekałeś ponad dwa i pół roku, aby strzelić gola dla reprezentacji narodowej, od 11 października 2021 roku przeciwko Chorwacji w remisie 2:2. Czy czułeś jakąś presję w tym względzie?

W ogóle. Nie czułem się tak od dłuższego czasu. Poza tym byłem kontuzjowany, nie jeździłem na zgrupowania. Ponownie dołączyłem do reprezentacji rok temu przeciwko Islandii, na pierwszym turnieju pod wodzą trenera Calzony. Od tego czasu przygotowywałem sytuacje dla moich kolegów z drużyny, ale sam ich nie dostawałem. Wierzyłem w siebie, nie traktowałem tego jako tragedii. Kiedy mówisz, że to były dwa lata, cieszę się, że je przełamałem. W całej karierze zdobyłem trzy bramki dla Słowacji, a teraz strzeliłem tyle samo w dwa tygodnie...

Czy Francesco Calzona, pod wodzą którego gra Słowacji znacznie się poprawiła, dał ci niezbędną pewność siebie i wiarę w siebie?

Zdecydowanie. Podświadomie daje nam pewność siebie i pomaga fakt, że dokładnie wiemy, czego chce od nas na boisku. Ułatwia nam to podejmowanie decyzji w danych momentach i sytuacjach. Inaczej popełniasz błędy, nie podejmujesz właściwych decyzji. Teraz wiemy, kiedy i jak reagować. Od pierwszej chwili okazuje mi zaufanie, co zawsze jest kluczowe dla zawodnika. Typologicznie jestem prawdopodobnie piłkarzem, którego brakowało mu w układance. Jestem mu za to wdzięczny. Dzięki niemu gram lepiej, podejmuję lepsze decyzje i strzelam bramki.

Czy z indywidualnego punktu widzenia jesteś zadowolony z ostatniego sezonu w Slavii?

To zależy od tego, jak na to patrzę. Jestem mniej lub bardziej zadowolony. Przykro mi jednak, że nie zdobyliśmy tytułu ze Slavią i że przegraliśmy awans z Anglią. Przez 95 minut praktycznie deptaliśmy Anglikom po piętach. Zabrakło nam trochę szczęścia, kilku sekund. Ale ogólnie jestem zadowolony. Nie grałem tak dużo jak w poprzednich sezonach, bo kontuzje mnie spowalniały, ale w ważnych meczach i momentach starałem się być ważny. Dobrze radziłem sobie w pucharach, a Euro było wisienką na torcie. Gdybym przed Euro zastanawiał się, czy sezon był udany, czy nieudany, to bym się wahał. Teraz mogę powiedzieć, że był udany.

Również dzięki mistrzostwom mówi się o tobie jako o gorącym kandydacie do wielkiego transferu. Czy zaakceptowałbyś go w wieku 30 lat, jeśli miałoby to sens dla twojej rodziny, ciebie i klubu?

Jestem bardzo szczęśliwy w Slavii. To drużyna, która mi odpowiada. Zdobyłem przychylność fanów, ludzie mnie tu lubią, zbudowałem tu relacje. Czuję się tutaj doceniany. To prawda, że dużo się o tym mówi, ale ja w ogóle się na tym nie skupiam. Nie chcę się w to wciągać, od tego są agenci. Jeśli pojawi się coś interesującego, co miałoby sens dla mnie, mojej rodziny i klubu, myślę, że zaczniemy się tym zajmować. Teraz, po turnieju, wszystko potoczy się w tym kierunku.

Jakie masz cele na przyszły rok?

Postaram się pozostać zdrowy i utrzymać formę, w której grałem na Euro w Niemczech. Innych rzeczy, które się wydarzą, nie będę w pełni kontrolował. Możliwe, że nadejdzie jakaś oferta i zajmę się nią. Ale to są przyjemne zmartwienia...