Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Przewaga Polaków w Berlinie była ogromna, ale... tylko na trybunach

Przewaga Polaków w Berlinie była ogromna, ale... tylko na trybunach
Przewaga Polaków w Berlinie była ogromna, ale... tylko na trybunachAFP
Polscy kibice przeważali na trybunach Stadionu Olimpijskiego w Berlinie podczas meczu Euro 2024 z Austrią, tworząc głośny doping, o jakim pewnie skrycie marzy spiker PGE Narodowego. Ale to austriaccy fani już długo przed końcem mogli zacząć świętować...

"Stadion z najbogatszą historią" - napisano o berlińskim obiekcie w programie wydanym z okazji mistrzostw Europy. Ślady historii są tutaj praktycznie wszędzie. Monumentalny, mogący pomieścić w trakcie tegorocznego turnieju 71 tysięcy widzów Olympiastadion, został zbudowany w latach 1934-36, z myślą o letnich igrzyskach olimpijskich 1936 w Berlinie. Ostatnia przebudowa rozpoczęła się w 2000 roku i trwała cztery lata. Na stadionie zainstalowano wtedy m.in. nowy dach.

Sprawdź szczegóły meczu Polska - Austria

Mimo upływu czasu wciąż jest bardzo ważnym obiektem, gości m.in. finały Pucharu Niemiec, a w 2006 roku zorganizowano na nim finał mistrzostw świata. W tym roku również będzie areną decydującego meczu turnieju.

Organizacja spotkania Euro 2024 kadry Michała Probierza w Berlinie była świetną informacją dla polskich kibiców, którzy mieli bardzo blisko z kraju. Selekcjoner apelował dzień przed meczem, żeby byli "dwunastym zawodnikiem jego drużyny" i na pewno się nie zawiódł.

Od wczesnych godzin z pociągów przybywających z Polski wylewały się tłumy kibiców, którzy później tłoczyli się do metra i kolei naziemnej, by dotrzeć do kompleksu olimpijskiego.Polscy fani stanowili większość na ogromnym obiekcie, co zresztą było już do przewidzenia wcześniej, gdy widziało się tłumy pod stadionem.

"Berlin jest nasz!" - krzyczeli wiele godzin przed spotkaniem kibice na ulicach Berlina (największa grupa szła w zorganizowanym szyku od Bramy Brandenburskiej). A trakcie meczu niosło się "Polacy gramy u siebie!". Część była nastawiona typowo piknikowo, inni szykowali się na doping przez 90 minut.

Ponieważ powietrze w Berlinie stało w miejscu, gdy w czasie odgrywania "Mazurka Dąbrowskiego" w polskich sektorach odpalono race, dym jeszcze dość długo unosił się nad stadionem. Śpiewy były gromkie, choć intensywność wyraźnie zmieniała się wraz z przebiegiem meczu. Gol Krzysztofa Piątka był jak zastrzyk adrenaliny i ożywił wschodni łuk Olympiastadionu na dobre. W drugiej połowie doping nie ustawał, ale - podobnie jak w przegranym 1:2 niedzielnym meczu z Holandią - tylko... do pewnego momentu.

"Robert Lewandowski!" - rozległo się z wielu sektorów, gdy po godzinie gry na boisku pojawił się napastnik Barcelony, pauzujący wcześniej z powodu kontuzji. To była jednak ostatnia wrzawa polskich kibiców tego dnia. Podopieczni Probierza grali coraz gorzej i wolniej, stracili jeszcze dwa gole, a mogli nawet cztery-pięć. Nic więc dziwnego, że na trybunach końcówka meczu przypominała atmosferę ostatnich minut spotkania z Holandią.

Polscy kibice niemal zamilkli, w przeciwieństwie do austriackich w zachodnich sektorach, którzy zaczęli świętowanie już kwadrans przed ostatnim gwizdkiem. "Sieg!" - krzyczały zgodnie i bardzo donośnie sektory fanów w czerwonych koszulkach.

Nastroje wśród polskich fanów po meczu? Dobrze, że obrońcy reprezentacji Probierza nie słyszeli, co mówili na ich temat niektórzy kibice. Cenzuralne słowa należały do rzadkości. Ale były też głosy bardziej stonowane. "Znowu się nie udało. Jak zwykle..." - westchnął jeden z kibiców, przechodząc pod trybunami do wyjścia z historycznego obiektu. Wynik też przejdzie do historii. Polska nigdy wcześniej nie przegrała z Austrią w meczu o punkty, a licząc wszystkie - po raz pierwszy od 30 lat.