Bayern i Borussia fatalnie gubią punkty, 15 goli w dwie godziny
Sobotnie popołudnie w Bundeslidze przyniosło spore niespodzianki. O 15:30 rozpoczęły się cztery mecze, w tym dwa, w których korespondencyjny pojedynek o prymat w tabeli toczyły Bayern i Borussia.
Bawarczycy podejmowali u siebie Hoffenheim, które nie wywalczyło choćby punktu na Allianz Arenie od 2019 roku. Mecz zaczął się zresztą zgodnie z planem, gdy w 17. minucie gospodarzy wyprowadził na prowadzenie Benjamin Pavard. Nikogo nie może też dziwić, że Bayern dominował w posiadaniu piłki.
Jeśli jednak kibice liczyli, że FCB zrehabilituje się za bolesną porażkę w Lidze Mistrzów, to muszą poczekać na inną okazję. Gospodarze nie byli bowiem w stanie strzelić drugiej bramki mimo 22 sytuacji, podczas gdy Andrej Kramarić bez problemu wykorzystał jeden z dwóch celnych strzałów Hoffenheim na 13 minut przed końcem meczu i uratował punkt dla Wieśniaków.
Borussia Dortmund wyjechała na południe, by obłowić się kosztem tkwiącego w strefie spadkowej VfB Stuttgart. Mecz zaczął się od nacisku Czarno-Żółtych i wyglądało na to, że szybko przesądzą o losach spotkania. W niecałe osiem minut (między 26 a 33. minutą) Sebastien Haller i Donyell Malen wyprowadzili BVB na prowadzenie, a po kolejnych kilku minutach gospodarze zostali osłabieni po czerwonej kartce dla Konstantinosa Mavropanosa.
2:0 do przerwy i gra w przewadze z przedostatnim klubem ligi – co może pójść nie tak? Wszystko, ponieważ VfB pokazało niemały hart ducha w drugiej połowie, powracając do meczu na ostatniej prostej. W 78. minucie Tanguy Coulibaly dał bramkę kontaktową, a Josha Vagnoman wyrównał na 2:2 w 84. minucie. Gdy goście znów wyszli na prowadzenie w 93. minucie (strzelał Giovanni Reyna), gospodarze jeszcze raz uratowali losy meczu – w 97. minucie strzelał Silas.
Na Red Bull Arenie w Lipsku faworyci też byli w opałach, zresztą już na początku meczu. W 5. minucie FC Augsburg wyszedł na prowadzenie po strzale Iago i zmusił Czerwone Byki do wzmożonych wysiłków. Opłaciło się, bowiem już pięć minut później Kevin Kampl wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.
Tuż po półgodzinie gry Timo Werner zrobił coś, co zdarza mu się rzadko: strzelił gola. No dobrze, żarty na bok, Werner dokonał niemałego wyczynu, pakując dwa gole w trzy minuty. Zwłaszcza ten drugi był wyjątkowej urody, choć trzeba uczciwie przyznać, że oba obciążają Roberta Gumnego, który z upilnowaniem Wernera sobie nie radził.
Augsburg był w bardzo trudnej sytuacji, ale nie beznadziejnej. W drugiej połowie przyjezdni z południa radzili sobie coraz lepiej i szukali bramek, z pomocą coraz bierniejszej drużyny gospodarzy. Udało się złapać kontakt w 84. minucie (gola zaliczył Ruben Vargas) i jeszcze w ostatnich sekundach mogło dojść do trzeciego remisu w meczu faworytów z outsiderami. Byki obroniły się jednak i nadrobiły dwa punkty do FCB i BVB.
W czwartym popołudniowym meczu faworyci nie byli już tak znaczący, choć FSV Mainz walczy jeszcze o udział w europejskich pucharach, podczas gdy 1. FC Koln jest raczej skazane na środek tabeli do końca sezonu. Biorąc pod uwagę ich nie tak dawną formę, na pewno jest to lepsze wyjście niż obrona przed relegacją.
Przed spotkaniem oba kluby dzieliło 10 punktów i dokładnie tyle pozostało między nimi po meczu zakończonym 1:1. Gospodarze przeważali w Kolonii, ale liczba ich strzałów na bramkę nie szła w parze z jakością, zwłaszcza przy przyzwoitej formie Zantnera w bramce. Gola dla Koziołków strzelił Dejan Ljubicić w drugiej połowie, a odpowiadał on na trafienie Ludovika Ajorque z 17. minuty.