Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Kolejny kompromitujący wynik Wisły Kraków. Problem nie leży już tylko w defensywie

Adrian Wantowski
Angel Rodado to zdecydowanie najlepszy gracz Wisły, ale nawet on od dwóch spotkań nie trafił do siatki
Angel Rodado to zdecydowanie najlepszy gracz Wisły, ale nawet on od dwóch spotkań nie trafił do siatkiSOPA Images / Sipa Press / Profimedia
Wisła Kraków przegrała drugi z rzędu ligowy mecz, a od czterech nie potrafi wygrać. Biała Gwiazda znajduje się w strefie spadkowej, a problemów jest więcej niż tylko te w defensywnie, jak myślano na początku sezonu. Gra podopiecznych Kazimierza Moskala ma wiele mankamentów. 

Na starcie nie pomagały europejskie puchary, a do tego dochodziły czerwone kartki

Lipiec i sierpień był trudny dla Wisły Kraków, która musiała mierzyć się z grą co trzy dni, bo rywalizowała jeszcze w eliminacjach do europejskich pucharów, gdzie napisała piękną historię, docierając do decydującej rundy, pokonując po drodze po rzutach karnych Spartaka Trnava. 

Natężenie meczów było ogromne, a Wisła w lidze radziła sobie z nim różnie, a dodatkowo miała przełożonych kilka spotkań. Zremisowała na otwarcie z Polonią Warszawa i przegrała w Pruszkowie ze Zniczem. W obu tych pojedynkach sytuację komplikowała czerwona kartka. Z Polonią otrzymał ją w 57. minucie Wiktor Biedrzycki, a ze Zniczem w 73. Tamas Kiss. Do tych momentów Wisła przeważała. Wydawało się, że gol z Polonią to kwestia czasu, a w Pruszkowie Biała Gwiazda prowadziła 1:0, żeby ostatecznie przegrać 1:2. 

Nadzieję dał mecz z Ruchem w Krakowie, tam Wisła wygrała 3:1, ale role się odwróciły, bo to Ruch grał w 10. przez prawie całą drugą połowę, co wykorzystali podopieczni Kazimierza Moskala. Tydzień później koszmar wrócił w meczu z Arką. Biała Gwiazda pewnie prowadziła 2:0, ale nie zabezpieczyła defensywny przy własnym rzucie rożnym, co skutkowało zabójczą kontrą, a kilkanaście minut później czerwoną kartkę zobaczył Biedrzycki i ostatnie dwadzieścia Wisła grała w osłabieniu. Arka dopięła swego w końcówce i mecz zakończył się remisem 2:2.

Koszmarna skuteczność, ale też przewidywalna i chaotyczna gra Białej Gwiazdy

Gdy Wisła pożegnała się z pucharami, wydawało się, że zacznie w końcu punktować w lidze. Na początek pojechała do Kołobrzegu, żeby tam zmierzyć się z Kotwicą. Beniaminek szybko wyszedł na prowadzenie po rzucie rożnym, a Wisła długo waliła głową w mur. Świetnie w bramce spisywał się Marek Kozioł, ale podopieczni Kazimierza Moskala sami ułatwiali mu zadanie, marnując dogodne sytuacje. Wynik uratował niezawodny Angel Rodado, który trafił do siatki w 83. minucie. Wisła w końcu przerwała serię meczów z czerwonymi kartkami, ale w tym starciu pojawił się kolejny problem – brak skuteczności, a przecież w europejskich pucharach Biała Gwiazda potrafiła strzelić trzy gole Spartakowi Trnava czy cztery Cercle Brugge, a w każdym z ośmiu meczów przynajmniej raz znajdowała drogę do bramki. 

Gdy przyszła przerwa na reprezentację, a Moskal przed meczem z Wartą Poznań zapewniał, że drużyna pracowała nad skutecznością, to fani liczyli na kanonadę w meczu ze spadkowiczem, który fatalnie prezentował się na początku sezonu. Biała Gwiazda w ulewnym deszczu szybko chciała wyjść na prowadzenie, ale obijała tylko obramowanie – najpierw James Igbekeme, a później Olivier Sukiennicki. Do przerwy Wisła oddała 23 strzały, miała 75% posiadania piłki i wykonywała 8 rzutów rożnych, a mimo to przegrywała 0:1, bo w samej końcówce Warta przeprowadziła atak i wywalczyła rzut karny, który dał jej prowadzenie. Wynik nie uległ zmianie, Wisła oddała aż 35 strzałów w całym mecz, ale tylko 4 z nich były w światło bramki. 

Mecz z ŁKS-em Łódź miał być przewrotem, bo wiele osób przekonywało, że Wisła nie może grać dobrze na pierwszoligowych boiskach, ponieważ drużyny na mecz z nią się murują. ŁKS nie zamknął się w polu karnym, ale też nie prowadził szaleńczych ataków, bo nie musiał… Wisła ponownie dała się zaskoczyć z rzutu rożnego już w 10. minucie, a kolejny błąd w kryciu popełniła niespełna dwadzieścia minut później i było już 2:0. Były to jedyne strzały tej drużyny w pierwszej połowie, ale Wisła również nie dominowała. 

Początek drugiej połowy zwiastował, że Biała Gwiazda może wróci do meczu, ale tak się nie stało. Ponownie zmarnowali kilka dogodnych szans, a ŁKS odpowiedział na to golem z rzutu karnego. Wisła na "otarcie łez" trafiła w samej końcówce, a gola strzelił Alan Uryga. 

Patrząc tylko na statystyki można myśleć, że Wisła ma pecha, bo w trzech ostatnich meczach oddała ponad 90 strzałów, a zdobyła tylko dwa gole, ale wynika to z braku skuteczności i pomocy dla Angela Rodado. Hiszpan strzelił 6 z 8 ligowych bramek dla Białej Gwiazdy, a sam na boisku w ostatnich meczach jest wszędzie, ale nie tam gdzie powinien. Wykonuje stałe fragmenty gry, rozgrywa, ale nie ma kto zająć jego miejsca w polu karnym i zdobywać gole. Oczywiście Wisła stwarza sobie okazje, jednak nie dominuje aż tak, jak pokazują to statystyki. Często z powodu desperacji piłkarze Kazimierza Moskala oddają strzały z nieprzygotowanych pozycji, a w samej ofensywie brakuje pomysłu na kombinacyjną grę. Większość akcji Wisły wygląda w ten sam sposób i rywale są w stanie z góry założyć, jak będzie ona wyglądała, jeśli nie nastąpi błysk geniuszu Rodado. Tu tkwi największy problem Białej Gwiazdy, bo z tych trzydziestu oddawanych strzałów na mecz, może 1/6 stwarza jakiekolwiek zagrożenie dla rywala. 

Wisła ma również ogromny problem z młodzieżowcem, od kiedy kontuzjowany jest Kacper Duda. Trener Moskal ma problem z wprowadzeniem do składu jakościowego gracza, który pomógłby drużynie. Próbowani byli już Piotr Starzyński, Karol Dziedzic czy Mateusz Kutwa, ale żaden z nich nie wnosi do gry tyle, ile oczekuje się w drużynie, stąd szkoleniowiec musi kombinować ze składem. 

Wisła nie potrafi bronić przy stałych fragmentach gry, a sama ma problem z ich wykorzystywaniem

W tym wszystkim trzeba również zwrócić uwagę na stałe fragmenty gry. Skupię się tylko na trzech ostatnich meczach, bo one są już po przygodzie Wisły w Europie. Kotwica strzeliła gola podczas pierwszego rzutu rożnego w meczu, ŁKS również od razu wykorzystał pierwszą okazję z narożnika boiska, a podczas jego z kolejnych wywalczył rzut karny. Biała Gwiazda ma ogromne problemy z bronieniem stałych fragmentów gry, co miało miejsce w ostatnich sezonach. Nie widać poprawy w tym kluczowym elemencie. Kluczowym, bo właśnie na tym bazują rywale Wisły w lidze. W meczach z Kotwicą, Wartą i ŁKS-em Biała Gwiazda straciła pięć goli – dwa po rzutach rożnych, dwa po karnych i jednego po dośrodkowaniu w pole karne. 

Sama Wisła natomiast w ostatnich trzech meczach wykonała aż 37 rzutów rożnych, a żadnego z nich nie zamieniła na gola. Dodatkowo wykonuje je najlepszy strzelec zespołu, czym Biała Gwiazda zabiera sobie możliwość wykorzystania jego umiejętności w polu karnym. 

Gdyby Wisła tak wykorzystywała swoje stałe fragmenty, jak robią to jej rywale, to miałaby kilka goli więcej na swoim koncie. Wydawało się, że głównym problemem Białej Gwiazdy jest defensywa i faktycznie ona nie pomaga, ale w ofensywie wcale nie jest lepiej. Wisła gra przewidywalnie, kiedy dochodzi już do klarownych sytuacji, to ich nie wykorzystuje, brakuje jej zawodnika, który mógłby pomóc Rodado w strzelaniu goli, a Hiszpan dwoi się i troi na murawie, żeby nakręcać akcje, zamiast skupić się na jej wykończeniu.

Sytuacja jest fatalna, trzeba ją szybko poprawić. Kibice mają dość

Jeśli Kazimierz Moskal nagle nie odmieni sposobu gry tej drużyny, to można zapomnieć o bezpośrednim awansie, bo w tej chwili Biała Gwiazda znajduje się w strefie spadkowej i traci do lidera już 19 punktów, a do drugiego miejsca 14. Wprawdzie ma dwa zaległe mecze, ale je trzeba jeszcze wygrać i nawet jeśli tak się stanie, to sytuacja wcale zdecydowanie się nie poprawi. Potrzeba serii dobrych, wygranych meczów, żeby przywrócić wiarę kibiców w tę drużynę, bo ich niezadowolenie słyszalne było po meczu z Wartą, a po starciu z ŁKS-em na pewno złość jest jeszcze większa, chociaż prezes Jarosław Królewski na trybunach przekonywał, że drużyna potrzebuje czasu i wkrótce zacznie wygrywać. Można okazać się, że gdy już wreszcie to się stanie, ponownie będzie za późno, żeby wywalczyć upragniony w Krakowie awans. 

"Potrzebuję waszego wsparcia. Ja pójdę do tej szatni i nie będę ich rugał, a wiecie dlaczego? Bo to nie jest ich wina, że pierwsza, druga, trzecia poprzeczka nie wpadła w pierwszej połowie. Dajcie im czas, chociaż raz dajcie im czas" – mówił Królewski na trybunie najbardziej zagorzałych kibiców Wisły po meczu z Wartą Poznań.