Kryzys Milanu jest niewielki, ale wielopłaszczyznowy
Nic jeszcze nie zostało stracone, a jednak wszystko znów stało się dyskusyjne. Gorzka porażka 0:1 z rąk Torino na San Siro jest wyłącznie wierzchołkiem góry lodowej. W końcu Milan to mistrzowie Włoch, drużyna broniąca tytułu wywalczonego w pełni zasłużenie, a dziś wyraźnie zagubiona.
Mówienie o kryzysie drużyny tracącej do lidera tylko siedem punktów i wciąż grającej w Lidze Mistrzów byłoby przedwczesne. Wciąż, sygnałów spowolnienia nie można ignorować. Nie jest przypadkiem, że po środowej porażce z osłabionym Torino Stefano Pioli zażądał od piłkarzy spędzenia nocy w Milanello.
Problemy na każdym froncie
Takie mini zgrupowanie w odpowiedzi na coś, co można by nazwać mini kryzysem. Choć moment słabości nie jest totalny, to dotyczy on wszystkich aspektów piłkarskiej rzeczywistości, którą – jak się wydawało – klub poukładał sobie w zeszłym sezonie bezbłędnie.
W wieczór pucharowy tylko jedno było godne mistrza kraju – kibice, którzy w środku zimy i w środku tygodnia kupili ponad 60 tysięcy biletów na spotkanie pucharowe z niżej notowanym rywalem. I właśnie trybuny buczeniem dały sygnał, że najwyższa pora przeciwdziałać sytuacji, która może pozostać w klubie na dłużej.
Krytyka – jeszcze umiarkowana, ale nie powierzchowna – spadła na wszystkich, od zarządu, przez trenera, po piłkarzy.
Zacznijmy więc od zarządu, a więc Paolo Maldiniego i Frederika Massary, którzy skupili znaczną część letnich wysiłków na pozyskaniu Charlesa De Ketelaere. Nie można kwestionować umiejętności belgijskiego ofensywnego pomocnika, podobnie jak nie da się zaprzeczyć, że potrzebuje czasu, by zadomowić się i wejść w rytm Serie A. Kibice są jednak niecierpliwi, krytyka medialna natychmiastowa, a to rodzi ryzyko spalenia potencjału zawodnika, który dotąd nie pokazał się najlepiej.
Poza tym pojawia się kwestia, czy nie lepiej było skupić wysiłki na sprowadzeniu do Milanello środkowego napastnika zdolnego konkurować z Giroud o miejsce w wyjściowym składzie? Z takiego punktu widzenia umowa z Divockiem Origi (kontuzja na bok) nie wyglądała na decyzję godną szefostwa, które wprowadziło Milan z powrotem na szczyt. Na dowód, przeciwko Torino to De Ketelaere grał na środku ataku, choć wolałby zostać 20 metrów dalej. Właśnie w tym momencie należy wywołać Stefano Piolego, który wydał się niezdolny do prawidłowego czytania gry. Nie pierwszy przecież raz, tak samo było w pojedynku z Romą, którego Milan nie zdołał wygrać mimo przewagi.
Najbardziej jednak niepokoi ewidentna różnica techniczna i taktyczna pomiędzy czołowymi 11-13 zawodnikami a resztą kadry. Skupianie krytyki na młodym Belgu może okazać się fatalnym błędem, ponieważ problem jest znacznie szerszy. Rozczarowująca gra De Ketelaere oczywiście boli, ale to tylko symptom czegoś znacznie poważniejszego.