Porażki faworytów w NBA. Prawdziwa sensacja w Bostonie
Większa sensacja miała miejsce w Bostonie, gdzie miejscowi Celtics w meczu numer dwa przegrali z Cleveland Cavaliers 94:118, a stan serii został przez Kawalerzystów wyrównany na 1-1. Celtowie zdecydowanie wygrali Konferencję Wschodnią w sezonie zasadniczym i uznawano, że z Cavaliers nie przegrają żadnego meczu, ewentualnie oddadzą jedno zwycięstwo na wyjeździe. Tymczasem zespół z Cleveland ma teraz przed sobą dwa mecze przed własną publicznością.
Pierwsza połowa była niezwykle wyrównana i obie ekipy zmieniały się na prowadzeniu, a na przerwę schodziły przy remisie 54:54. Od trzeciej kwarty prowadzili już jednak tylko goście, którzy jeszcze w tej części gry objęli 14 punktów przewagi, a otarli się o granicę 30 punktów więcej od gospodarzy.
Liderem Cavaliers był Donovan Mitchell, który w pierwszej połowie zdobył tylko sześć punktów, a łącznie zapisał na swoim koncie 29 oczek, siedem zbiórek i osiem asyst. Pod koszem kapitalnie grał za to Evan Mobley, który zdobył 21 punktów i miał 10 zbiórek.
Wśród gospodarzy wyróżniał się Jayson Tatum - autor 25 punktów. Jaylen Brown rzuciał jednak tylko 19 punktów, co nie pomogło Celtics odnieść potrzebnego zwycięstwa.
Do mniejszej, ale wciąż niespodzianki, doszło kilka godzin później w Oklahomie, gdzie Thunder przegrali z Dallas Mavericks 110:119 i również stracili przewagę własnego parkietu, ponieważ teraz seria wędruje na dwa mecze do Dallas.
Przyjezdni prowadzili przez zdecydowaną większość spotkania, wyszli na szybkie prowadzenie od początku meczu, a na minusie byli tylko na początku trzeciej kwarty, po czym jednak szybko wrócili na pokaźne prowadzenie.
Najwięcej punktów w barwach Mavericks zdobyli Luka Doncic, który miał ich 29, a do tego 10 zbiórek i siedem asyst, a także PJ Washington, który rzucił tyle samo punktów, a do tego miał 11 zbiórek i cztery asysty. W kreatora zamienił się Kyrie Irving, który zakończył mecz z ledwie dziewięcioma punktami, ale rozdał za to dziewięć asyst.