Lakers awansowali do drugiej rundy, Kings wywalczyli sobie decydujący mecz z Warriors
Dla Jeziorowców sprawa była jasna. Prowadzili 3-2 w serii i mieli mecz numer sześć na swoim parkiecie. Ich celem było po prostu zamknięcie serii, aby uniknąć wyjazdu do Memphis na decydujące spotkanie numer siedem.
O randze spotkania niech świadczy fakt, że pofatygował się na nie sam Jack Nicholson, który posiada karnet w pierwszym rzędzie w hali Lakers od lat 70. ubiegłego wieku, ale wielki amerykański aktor po raz ostatni był widziany na swoim miejscu w meczu otwierającym poprzedni sezon. Na oczach słynnego Jacka Lakers zaprezentowali się z najlepszej możliwej strony.
22 punkty zdobył LeBron James, z kolei 16 punktów, 14 zbiórek i aż pięć bloków dołożył Anthony Davis, który rozegrał swój kolejny świetny mecz w tej serii. Najlepiej punktującym gospodarzy był za to D'Angelo Russell, który rzucił 31 punktów.
Lakers przegrywali tylko w pierwszych minutach, a już pierwszą kwartę zamykali z dwucyfrowym prowadzeniem, które powiększało się z każdą minutą, by osiągnąć pułap aż 40 oczek więcej od rywali, którzy wyglądali na pogodzonych z losem już na początku trzeciej kwarty.
W kolejnej rundzie podopieczni Darwina Hama zmierzą się z ze zwycięzcą pary Sacramento Kings - Golden State Warriors. To ostatnia rywalizacja, która toczy się w ramach pierwszej rundy playoffs.
W meczu numer sześć zdecydowanym faworytem byli Warriors, którzy wygrali trzy poprzednie mecze, a teraz grali u siebie. Niespodziewanie to Kings wygrali jednak 118:99, przez co zmierzą się z obrońcami tytułu w meczu numer siedem przed własną publicznością.
Najlepszym strzelcem zespołu z Sacramento był dzisiaj Malik Monk, który zdobył 28 punktów. O dwa mniej zapisał na swoim koncie De'Aaron Fox. W szeregach Warriors na nic zdało się 29 punktów Stephena Curry'ego. Obecni mistrzowie NBA po prostu nie mieli dzisiaj szans.
Mecz numer siedem odbędzie się w niedzielę o 21:30 czasu polskiego.