Trzecia z rzędu porażka Kinga Szczecin w Lidze Mistrzów, ostatnie miejsce na półmetku
Bez kontuzjowanych Jamesa Woodarda i Przemysława Żołnierewicza musieli sobie radzić szczecinianie w trzecim meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów. I nie poradzili sobie. W ekipie szczecińskiej wyraźnie brakowało zawodnika, który w trudnych momentach wziąłby ciężar gry na siebie. "Bez nich mieliśmy zbyt mało szans na rotacje. To zdecydowanie było widoczne" – przyznał trener Miłoszewski.
Ponadto szczecinianie raptem pięć razy trafili do kosza zza linii 6,75 m. Rywale z Filou Ostenda z rzutów za trzy zdobyli tymczasem 39 punktów. "Zabrakło nam rzutów z dystansu. Dzisiaj rano się zastanawialiśmy, kto może u nas rzucać za trzy punkty. Wyszło nam, że jedynie Kassim Nicholson i Tony Meier. I oni akurat trafiali. Jednak tych punktów nam zabrakło" – ocenił szkoleniowiec.
"King mocno walczył o zwycięstwo, ale widać było, że gospodarze mieli swoje problemy z zawodnikami i rozgrywaniem sytuacji podkoszowych" – przyznał Chase Audige, jeden z najskuteczniejszych zawodników Filou.
Z kolei szkoleniowiec zespołu belgijskiego Dario Gjergja dodał, że jego zespół rozegrał najlepszy mecz w rozgrywkach. "Pozwoliliśmy Kingowi na wiele zbiórek pod naszym koszem, na nasze szczęście gospodarze nie zdobyli w tych sytuacjach tyle punktów, ile by mogli" – zauważył pochodzący z Chorwacji, posiadający belgijskie obywatelstwo szkoleniowiec, dla którego był to setny mecz w rozgrywkach BCL.
Na początku spotkania wydawało się, że po dwóch porażkach w końcu „Wilki Morskie” osiągną zwycięstwo w LM i to nawet w dość łatwy sposób. Po 210 sekundach prowadzili bowiem 6:0, półtorej minuty później 10:3. Jeszcze na trzy minuty przed końcem pierwszej kwarty gospodarze mieli sześciopunktową przewagę (13:7), ale nie zdołali jej dowieźć do jej zakończenia. Niezwykle skuteczny w ekipie z Ostendy Davion Mintz rzutem za trzy dał Belgom prowadzenie.
W drugiej kwarcie momentami sytuacja był już dramatyczna. Po 14 minutach przyjezdni prowadzili 35:28. Jednak w samej końcówce, po rzutach Aleksandra Dziewy spod kosza i Kassima Nicholsona szczecinianie złapali dystans (40:41), który dawał nadzieję na drugą część meczu.
Sprawdź szczegóły meczu King Szczecin - Filou Ostenda
Na początku czwartej minuty drugiej połowy Dziewa w sytuacji podkoszowej doprowadził do remisu (45:45), a minutę później Andrzej Mazurczak wyprowadził Kinga na prowadzenie. Tylko na chwilę, bo znowu o swojej skuteczności przypomniał Mintz, a do tego gospodarze nie radzili sobie z agresywną obroną Filou i okazało się, że 47:46 w połowie trzeciej odsłony było ostatnim prowadzeniem Kinga w tym meczu. Dwie minuty później zespół z Belgii znowu prowadził różnicą 9 pkt (56:47) i już do końca meczu kontrolował grę.
"Zaczęliśmy ten mecz dobrze. Objęliśmy prowadzenie, ale potem rywale przejęli inicjatywę. Przegrywaliśmy pojedynki jeden na jednego, pozwoliliśmy im na trafianie z dystansu. Musimy trafiać pod koszem w sytuacjach, które były pewne. Musimy więcej trafiać z dystansu. To nasze problemy, które sprawiły, że przegraliśmy ten mecz" – zauważył kapitan Kinga Andrzej Mazurczak.
"W rewanżu nie jesteśmy bez szans. Zespół z Ostendy jest w naszym zasięgu. Jeśli będziemy wszyscy zdrowi i podniesiemy się psychicznie i fizycznie, to możemy w Belgii wygrać" – dodał Miłoszewski.