Energa Basket Liga: Śląsk pozostaje w grze po zwycięstwie nad Kingem w piątym meczu
Bohaterem czwartego meczu w ekipie Śląska był zdobywca 33 punktów Jeremiah Martin. W poniedziałek od pierwszych minut amerykański rozgrywający był skrupulatnie kryty i odcinany od podań.
Ponieważ nie było za bardzo komu wziąć ciężaru zdobywania punktów na siebie, wrocławianie mieli duże problemy z trafieniem do kosza. Z drugiej strony szczecinianie nie radzili sobie najlepiej z agresywną obroną "Kosynierów" i po pierwszej kwarcie prowadzili tylko 15:14.
W drugiej kwarcie zaczęła zarysowywać się przewaga Śląska. Po drugiej skutecznej próbie za trzy Jakuba Karolaka gospodarze wyszli na prowadzenie 22:17 i trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski poprosił o czas. Reprymenda przyniosła oczekiwany efekt, bo kolejny fragment goście wygrali 8:0 (25:22). Teraz turecki szkoleniowiec gospodarzy Ertugrul Erdogan stracił cierpliwość i poprosił o przerwę. W tym wypadku efekt był mizerny, bo czarną serię dopiero przerwał Aleksander Dziewa, wykorzystując dwa rzuty osobiste (24:29).
Trenerzy obu zespołów mieli duże zastrzeżenia do postawy swoich podopiecznych i mocno gestykulowali przy linii bocznej. W lepszych nastrojach na przerwę schodzili goście, ale w dużej mierze dzięki ostatniej akcji, którą skutecznym rzutem za trzy równo z końcową syreną wykończył Bryce Brown. King prowadził 35:29 i był bardzo już blisko pierwszej w historii klubu mistrzowskiej korony.
Trzecią kwartę Śląsk rozpoczął od 8:0 i zrobiło się 37:35. Świetne wejście w tę część spotkania miał Karolak, który trafił trzy trójki z rzędu i wrocławianie prowadzili 40:37. Mecz nabrał rumieńców, wyrównał się, nie brakowało spięć, a wynik cały czas był bliski remisu. Dużo pracy mieli też sędziowie, z których decyzjami to jedna to druga drużyna się nie zgadzała.
Ostatnie sekundy trzeciej kwarty rozpaliły Halę Stulecia do czerwoności. Najpierw kontrę wsadem wykończył skutecznie Donovan Mitchell, a chwilę później wrocławianie wybronili atak rywali i było 53:47.
W czwartej kwarcie kibice mieli powtórkę z wcześniejszych dziesięciu minut – twarda walka, często przerywane akcje i pretensje zawodników do arbitrów. Grę Śląska ciągnął Martin i to po jego kolejnej indywidualnej akcji zrobiło się 61:54. King odpowiedział dwoma skutecznymi atakami, ale kiedy przy stanie 64:58 Amerykanin trafił ponownie, trener Miłoszewski poprosił o przerwę.
Tym razem nie przyniosło to efektu, bo Martin dalej był nie do powstrzymania. Po kolejnej indywidualnej akcji wyprowadził Śląsk na 71:61. Do końca pozostawało blisko 180 sekund i kibice już nie siedzieli. Chociaż trybuny nie wypełniły się po brzegi, tumult był niesamowity.
Losy meczu rozstrzygnęły się minutę przed końcem. Śląsk wyszedł spod pressingu, Aleksander Dziewa zaliczył wsad i było 77:67. Takiej straty King w 60 sekund nie mógł odrobić.
Kolejny mecz zostanie rozegrany w czwartek w Szczecinie. Jeszcze nikt w historii polskiej koszykówki nie wygrał finałów, przegrywając po trzech meczach 0-3. Po poniedziałkowym spotkaniu jest już tylko 3-2 dla Kinga.
Wynik meczu:
Śląsk Wrocław – King Szczecin 82:70 (14:15, 15:20, 24:12, 29:23)
Punkty:
Śląsk Wrocław: Jeremiah Martin 29, Jakub Karolak 22, Aleksander Dziewa 14, Donovan Mitchell 7, Ivan Ramljak 5, Artsiom Parachouski 3, Jakub Nizioł 2, Daniel Gołębiowski 0, Aleksander Wiśniewski 0, Michał Mindowicz 0;
King Szczecin: Zac Cuthbertson 15, George Hamilton 15, Bryce Brown 14, Phil Fayne 12, Andy Mazurczak 7, Filip Matczak 4, Tony Meier 3, Kacper Borowski 0, Mateusz Kostrzewski 0, Maciej Żmudzki 0.