W 2018 roku Niemcy przegrały pierwszy mecz grupowy, a później drużyna z Azji (Korea Południowa) zepchnęła ich na ostatnie miejsce w tabeli. To był najgorszy start od 80 lat. Dlatego w tym roku selekcjoner chce zadbać, by nie powtórzyć błędów Joachima Löwa.
"Muszę się trochę zwierzyć – jestem fanem japońskiej piłki. Grają naprawdę dobrze. Widzimy prezentowaną przez nich jakość w Bundeslidze dzięki Daichiemu Kamadzie rozgrywającemu świetny sezon czy Wataru Endo, który jest jednym z najlepszych pomocników w lidze".
Faktycznie, w reprezentacji Japonii jest aż ośmiu zawodników grających w Niemczech, z których siedmiu występuje w Bundeslidze. Postępy japońskiej drużyny narodowej pokazuje doskonale fakt, że do 1998 roku nie grali w finałach ani razu, a od tego czasu zawsze się kwalifikują i trzykrotnie już doszli do 1/8 finału.
Choć selekcjoner Niemiec przed meczem z Japonią chce oddać szacunek rywalom, to zapewnia, że jego drużyna jest świetnie przygotowana na rywali. "W ostatnich dniach mieliśmy udane treningi, które dały solidne podwaliny pod pierwszy mecz. Wszystkie piłkarskie narody marzą o mistrzostwie, po to tu jesteśmy. Musimy zagrać do naszych granic" – powiedział Hansi Flick.
Dla Niemców, którzy w grupie zmierzą się jeszcze z Hiszpanią i Kostaryką, wymazanie złego wrażenia po 2018 roku jest kluczowe. Rozumie to Joshua Kimmich, który był częścią tamtej reprezentacji.
"Mamy ogromną motywację. Wiemy, że w 2018 nic nie pokazaliśmy i musieliśmy czekać cztery i pół roku. Jutro ważne będzie rozpoczęcie od dobrego meczu. Podczas Euro 2020 przegraliśmy pierwszy mecz, w 2018 przegraliśmy pierwszy mecz, dlatego skupiam się na otwarciu i jestem pewien, że wygramy" – zapewnił pomocnik reprezentacji Niemiec podczas wtorkowej konferencji.