Reklama
Reklama
Reklama
Więcej
Reklama
Reklama
Reklama

Było co oglądać, ale Liverpool i Wilki zagrają jeszcze raz

Było co oglądać, ale Liverpool i Wilki zagrają jeszcze raz
Było co oglądać, ale Liverpool i Wilki zagrają jeszcze razAFP
Efektowna gra i masa błędów dała mieszankę (prawie) wybuchową. Dla widzów mecz efektowny, dla obu trenerów problematyczny. Remis sprawia, że trzeba w kalendarz wcisnąć jeszcze jeden pojedynek pucharowy, tym razem na Molineux.

Każda z drużyn rozczarowuje w lidze, choć na innym poziomie. Wolverhampton pozostaje w strefie spadkowej i musi się z niej wygrzebać. Liverpool z kolei musi wdrapać się na miejsca pucharowe po rozczarowującej pierwszej połowie sezonu. Ponieważ szans ma mistrzostwo The Reds już nie mają, muszą bronić Pucharu Anglii, który zdobyli przed rokiem. Na Anfield w ostatnim meczu soboty pojawili się właśnie po to, a jednak się nie udało.

Zgodnie z oczekiwaniami, to Liverpool rozpoczął agresywniej i już po trzech minutach Mohamed Salah z wolnego przeniósł piłkę nieznacznie nad poprzeczką. Okazję do sprawdzenia się miał też debiutant w barwach gospodarzy, Cody Gakpo, który szukał kolegów podaniami od pierwszych minut, a i strzału spróbował, bez powodzenia.

Powodzenie mieli za to przyjezdni, choć nie z własnej inicjatywy. Koszmarnego błędu dopuścił się w 26. minucie bramkarz gospodarzy Alisson, który oddał piłkę Gonçalo Guedesowi, a ten nie mógł nacieszyć się z prezentu i pewnie go wykorzystał.

Po takim zwrocie akcji The Reds musieli najpierw się pozbierać, a potem dopiero gonić wynik. Nic więc dziwnego, że Wolverhampton Wanderers mieli jeszcze 10 minut dla siebie, dominując w ofensywie. Na szczęście gospodarze zdołali złapać wiatr w żagle jeszcze przed przerwą, a Trent Alexander-Arnold i Darwin Nunez w duecie przeprowadzili piłkę z własnej połowy wprost do bramki bezradnego Sarkicia.

Po zmianie stron przewaga psychologiczna była dzięki temu po stronie gospodarzy i w 52. minucie Mo Salach z niej skorzystał. Był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, dając prowadzenie gospodarzom. Liverpoolczycy potwierdzili zatem, że ich dominacja w niemal wszystkich statystykach nie była przypadkiem.

Cóż jednak z przewagi, gdy w bramce ma się Alissona? Solidny na co dzień bramkarz przeplatał świetne interwencje z wpadkami i pewnie będzie chciał o tym meczu jak najszybciej zapomnieć. Gdy w 67. minucie z bliska strzelał wprowadzony chwilę wcześniej Hee-Chan Hwang, golkiper Liverpoolu przepuścił piłkę pod nogami i siadł bezradnie, a znajdujący się za nim sektor gości eksplodował radością.

Kwadrans później ponownie zagrożenie było pod bramką Liverpoolu, a po rzucie rożnym ponownie szaleli fani i piłkarze Wilków. Przez chwilę wydawało się, że jest 3:2 dla przyjezdnych, jednak liniowy pokazał spalonego, a VAR potwierdził decyzję.

Przed końcem meczu rozstrzygnięcia szukał jeszcze 17-letni Ben Doak, którego strzał nieznacznie minął bramkę Wolverhampton. Skoro jednak ani gościom, ani gospodarzom nie udało się trzeciego gola strzelić, to mecz zakończył się bez rozstrzygnięcia. Wilki i Liverpool staną naprzeciw siebie jeszcze raz, by wyłonić zwycięzcę.

Liverpool - Wolverhampton | statystyki
Liverpool - Wolverhampton | statystykiFlashscore