Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Brentford strzela Liverpoolowi pięć goli, sędzia uznaje trzy. Wystarczy!

Brentford strzela Liverpoolowi pięć goli, sędzia uznaje trzy. Wystarczy!
Brentford strzela Liverpoolowi pięć goli, sędzia uznaje trzy. Wystarczy!AFP
I ta drużyna ma grać z Realem w Lidze Mistrzów? Takie pytanie można było zadawać po pierwszej połowie, w której Liverpool stracił cztery gole. Dwa z nich nie zostały uznane, ale i tak przewaga była bezpieczna. W drugiej połowie Brentford oddało już tylko jeden strzał, który dał 3:1.

Poniedziałkowe starcie Liverpoolu z Brentford było istotne dla obu drużyn, choć to Liverpool bardziej łaknie punktów, napędzony serią czterech wygranych z rzędu po słabym starcie sezonu. A że Brentford nie wygrało z LFC od 1938 roku, przyjezdni liczyli na komplet. Wiedzieli jednocześnie, że nie będzie łatwo, w końcu w zeszłym sezonie zremisowali w Londynie 3:3.

By mecz nie zaczął się zbyt ostro, już w drugiej minucie sędzia Stuart Attwell pokazał pierwszą żółtą kartkę, temperując po ostrym wejściu Zankę. Błyskawicznie swój styl gry narzucili przyjezdni, notując już w trzeciej minucie pierwszy rzut rożny. Po siedmiu minutach The Reds mogli prowadzić. Salah fantastycznie znalazł Nuneza w polu karnym, a ten minął bramkarza i strzelał na pustą bramkę. Pustą? Nie, jednak zdążył wbiec w jej światło Ben Mee, skutecznie zastępując Davida Rayę.

Ponieważ w pierwszym kwadransie gospodarze mieli posiadanie piłki poniżej 30%, trudno było spodziewać się rewanżu za tę sytuację. Jednak Pszczoły chciały użądlić, nawet jeśli rzadko podchodziły pod bramkę.

Pierwszy strzał w 12. minucie, potem błyskawiczny rajd Bryana Mbeumo w 17. minucie wybroniony przez Alissona i wreszcie trzecia próba: rzut rożny w 21. minucie, piłki nie strąca Ben Mee, ale odbija się ona od kolana Ibrahimy Konaté i wtacza do bramki. Nie był to może piękny gol, a jednak stadion oszalał z radości.

Do trzech razy Wissa!

Liverpoolczycy zabrali się więc do odrabiania straty, ale jedyne, co ugrali, to niebezpieczną kontrę w 25. minucie. Nic to, że posiadanie Brentford spadło do 24%, skoro Jensen zdołał strzelić na bramkę. Co prawda niecelnie, ale po kontakcie – zatem rzut rożny. Trafili z rożnego raz, trafili i drugi. W 27. minucie stadion znów szalał. Tym razem jednak sędzia potwierdził opinię liniowego – Yoane Wissa był na spalonym w chwili wciskania piłki do bramki z paru metrów. Że też sędziowie dostrzegli cokolwiek w tym zamęcie…

Pszczoły pokazały, że nie potrzebują piłki zbyt często, wystarczy im raz na jakiś czas. W 39. minucie ponownie mieli rzut rożny – trzeci rzut i… trzeci strzał do bramki. Ponownie strzelał Wissa, tym razem z większego dystansu. Piłka w bramce, stadion w euforii, ale VAR i sędzia Attwell byli zgodni: był spalony. Piłka musnęła Mee po drodze do bramki, decyzja słuszna.

Ale jak ma się czuć piłkarz, który strzela dwa gole i nie ma ani jednego uznanego? Odpowiedzi Wissa udzielił błyskawicznie – czuł się podrażniony i gotowy do kolejnego strzału. W pierwszej akcji po anulowaniu jego drugiego strzału to właśnie on dobijał głową piłkę, którą Alisson – jak dostrzegł liniowy – wygarniał już za linią bramkową. A więc 2:0 do przerwy!

Bez dwóch niezaliczonych strzałów statystyka Wissy nie wygląda tak imponująco, jak jego gra
Bez dwóch niezaliczonych strzałów statystyka Wissy nie wygląda tak imponująco, jak jego graOpta by Stats Perform

Jeden strzał na połowę? Wystarczy

Na drugą odsłonę Liverpool wyszedł szczególnie zmotywowany, do tego z trzema istotnymi zmianami w składzie. Zaowocowało to doskonałą akcją bardzo szybko. Thiago chytrze zagrał na wolne pole, Nunez przyjął niełatwą piłkę i po krótkim rajdzie strzelił gola. A może jednak nie? Szybka analiza VAR pokazała spalonego. Wciąż 2:0.

Brentford zostało więc ostrzeżone, że The Reds chcą odrabiać. Ostrzeżenie jednak zignorowali, dlatego po 5 minutach dostali nieco dosadniejsze. Dośrodkowywał Alexander-Arnold, a główką na 2:1 wynik zmienił Oxlade-Chamberlain.

Tym razem z posiadania piłki przez Liverpool wreszcie coś wynikało, a gospodarze na jakiś czas musieli zapomnieć o wychodzeniu ze swojej połowy. W niecałe 20 minut Liverpool, który kończył pierwszą połowę bez celnego strzału, zdołał wyrównać statystyki uderzeń na bramkę do 6:6.

Można było zapomnieć o widoku ofensyw Brentford z pierwszej połowy, gdy w drugiej nawet dziewięciu zawodników Pszczół spędzało czas głównie w swoim polu karnym. Gospodarze skupili się na destrukcji, czyhając najwyżej na możliwość ruszenia do przodu, choćby po przypadkowym wybiciu Liverpoolu z rytmu.

Doskonała okazja nadarzyła się w 84. minucie, gdy długi przerzut właśnie po odebraniu piłki The Reds uruchomił niestrudzonego Bryana Mbeumo. Ten wygrał starcie z Konaté na granicy faulu i bez trudu pokonał Alissona, ponownie wprowadzając stadion w ekstazę. Nie ma się co dziwić tej radości – to był dosłownie pierwszy strzał w drugiej połowie i od razu gol na 3:1.

Ale po co więcej, skoro na starcie 19. kolejki Premier League Pszczoły bezlitośnie pożądliły Liverpool? Co prawda mają o mecz rozegrany więcej, ale zawodnicy Brentford dzięki temu zwycięstwu w tabeli wskoczyli właśnie za plecy Liverpoolu, tuż pod strefą pucharową.

Brentford - Liverpool | statystyki
Brentford - Liverpool | statystykiOpta by Stats Perform