Sobotnie pojedynki w polskiej grupie katarskiego turnieju opierały się na bramkarzach. Przed Argentyną stało zadanie pokonania tytana meksykańskiej bramki, który – jak ustalili spece od statystyk meczowych – wymyka się wszystkim możliwym modelom. Występów Guillermo Ochoi nie da się przewidzieć na podstawie jego postawy w klubie, ponieważ w głowie ma wajchę, która w bramce Meksyku czyni z niego superbohatera. Tyle że nawet superbohater (przeciwko Argentynie prawie w barwach supermana) nie pomógł w sobotę Meksykowi.
A Polsce szczęście przyniósł ten, którego nazwisko już dawno powinno być sygnałem. Przecież Szczęsny znaczy dosłownie "przynoszący szczęście". Najpierw wydawało się, że szczęścia brakło, gdy sędzia zreflektował się z VAR-em i odgwizdał karnego. Ale mieliśmy jego. A Wojciech Szczęsny nie tylko doskonale odczytał zamiar Salema Al Dawsariego, on momentalnie obronił też dobitkę. Żeby była jasność: Szczęsny nie miał szczęścia. On miał umiejętności, które doskonalił latami i których nie raz dowodził. Szczęście miała reprezentacja Polski.
I choć właśnie tę jego paradę będziemy opowiadać dzieciom, to pierwszy bramkarz polskiej reprezentacji spisywał się przeciwko Arabii Saudyjskiej nienagannie. Wybronił strzał Kanno w 12. minucie, wybronił też kolejne podejście Al Dawsariego w 68. minucie. Jeśli coś szło w bramkę - czyścił. Jeśli szło blisko - asekurował. A że Saudyjczycy strzelali jak strzelali, kilka piłek również odprowadził wzrokiem.
W całym meczu miał zdecydowanie najwięcej kontaktów z piłką z całej drużyny i wreszcie głównym adresatem jego podań nie musiał być Robert Lewandowski, jak w starciu z Meksyiem, mógł pograć krócej z Kiwiorem i Glikiem. A mimo to właśnie po akcji rozpoczętej wykopem od bramki Szczęsnego Polacy objęli prowadzenie, którego tak bardzo potrzebowaliśmy.
Szczęsny stojąc na bramce pokonał grubo ponad 5 kilometrów i nawet naciskany utrzymał 60 proc. skuteczności zagrań, z których większość była bardzo daleka. A, umówmy się, dystrybucja piłki w polskiej kadrze zależy od bramkarza bardziej niż wszyscy byśmy chcieli. Tym cenniejsze jest posiadanie w bramce właśnie Wojciecha Szczęsnego.
Czy zapomnimy o gorszych momentach z jego kariery, choćby z poprzednich mistrzostw? To niech zostanie kwestią indywidualną. Ale meczu z Arabią Saudyjską zapomnieć mu nie można, bo zbyt mało mamy w tym kraju zmagań godnych pamiętania. Nie można kolejnych pokoleń karmić tylko legendą Tomaszewskiego, którego nie mają nawet prawa pamiętać. Tym lepiej, że 26 listopada 2022 roku 32-letni bramkarz zapisał swoją – miejmy nadzieję nieostatnią – złotą kartę w historii polskich występów na mundialu.